Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ogródek babci Heli, czyli jak starsza pani została dilerką

Andrzej Plęs
T.Wilczkiewicz
Panią Helą, gospodynią wsi pod Brzostkiem, władza nie interesowała się nigdy. Aż pewnego dnia w walącej się ze starości bramie walącego się gospodarstwa stanął mundurowy. A nawet dwóch. Starsza pani była wniebowzięta.

Nie wiadomo, kto ich nasłał. Może nieżyczliwy sąsiad, może przechodzień, któremu trochę zapuszczony ogródek przydomowy wydał się czemuś interesujący. W każdym razie do policji dotarło, że w ogródku pani Heli, między krzaczkami ziemniaków a główkami kapusty, rosną sobie w siłę konopie indyjskie i są podejrzanie dorodne. Policjanci delikatnie wkroczyli między grządki, żeby gospodyni nie stratować dobytku, a przede wszystkim dlatego, żeby nie zniszczyć dowodów zbrodni.

Na miejscu organoleptycznie przekonali się, że z ziemi wystaje w dwóch równiutkich rzędach jedenaście smukłych łodyg z równo ułożonymi listkami, które można potem zamienić na susz, a susz na odlot albo na kasę.

Gość w dom...

Jeszcze bardzie zaskoczyło mundurowych, że gospodyni radośnie oprowadza ich po obejściu, pokazuje, jak to "latoś obrodziło", prowadzi na strych domu, gdzie suszyło się kilkanaście kolejnych łodyg marychy. Niemożliwe, żeby to były samosiejki - pomyśleli policjanci - bo wystają z ziemi w szeregu równiutkim, jak kompania reprezentacyjna wojska polskiego. Te ze strychu też tu same nie dotarły celem suszenia.

Mundurowi zgarnęli trochę suszu, skubnęli trochę listowia z ogródka i posłali do laboratorium kryminalistycznego, żeby to określiło zawartość substancji psychoaktywnych. Jeśli takowe zostaną stwierdzone, to znaczy, że bogobojna i wiekowa pani Hela to diler, albo ćpun. Laboratorium potwierdziło: zdrowiutkie, ekologicznie uprawiane konopie indyjskie. To wystarczyło, żeby pani Hali przedstawić dwa zarzuty: posiadania 148,8 grama marihuany (susz) i uprawiania "konopi innych niż konopie włókniste".

Ale o co chodzi?

Jak bardzo zaskoczeni byli policjanci postawą pani Heli w obejściu, zupełnie nietypową dla dilera narkotykowego, tak jeszcze bardziej zaskoczeni byli jej zachowaniem podczas przesłuchania. Pełna otwartość i pełna współpraca. Do winy się przyznała bez wahania i zero poczucia winy: "Ja to posiałam i u mnie na działce rosło". Wyraźnie podkreślała, że sama ścięła i sama zaniosła na strych.

Co to za linia obrony? - głowili się policjanci.

- Toż takim zeznaniem nie daje sobie szans. A pani Hela była tylko albo rozbrajająco naiwna, ale genialnie sprytna. Oświadczyła, że suszyła zielsko, bo chciała to spalić pod blachą, a "mokre się nie dało rady spalić". To, co znaleziono na strychu, ścięła trzy tygodnie przed wizytą policji. Zresztą pal sześć zielsko, największy żal miała do sąsiadów. Za to, że jej nie uprzedzili. "To niedobre sąsiady, wiedziały wcześniej, że przyjedzie policja i mi nic nie powiedzieli" - nie mogła się otrząsnąć z żalu. Bo gdyby ją sąsiedzi uprzedzili, to ona by to wszystko z ziemi wydarła i spaliła.

W dalszym ciągu nie było jasne, czy kobieta zdawała sobie sprawę z tego, co jej wyrosło w ogródku. Zapewniała, że żadnych konopi nie siała, ona tylko posiała kapustę i karpiele. I nie wie, dlaczego na ich miejscu wyrosły jakieś konopie. "Może to mi z nieba spadło?" - podsuwała śledczym.

I dalej starała się udowodnić, iż w całym procesie zadziałały jakieś siły nieczyste: "Dodam, że karpiele, które posiałam, w ogóle nie wyrosły. Na ich miejscu wyrosła marihuana, to jest konopie, czyli chabiele". I nijak nie mogła zrozumieć, że za jakieś chabiele może iść siedzieć. W dalszym ciągu nie było wiadomo, czy niespecjalnie rozgarnięta kobieta stała się ofiarą czyjegoś okrutnego żartu, czy nasiona karpieli okazały się nasionami chabieli przez czyjąś pomyłkę, czy - w co naprawdę trudno było uwierzyć - z premedytacją uprawiała marychę.

Sąsiady gorsze niż wyrok

Przeszukano Krajowy Rejestr Karny, może pani Hala parała się wcześniej działalnością związaną z narkotykami? Na prośbę prokuratury KRK odpowiedział, że pani eala nigdy nie była karana, a już na pewno nie za narkotyki. Nawet jednego mandatu. Może dlatego, że nie prowadziła pojazdów mechanicznych.
Z punktu widzenia prawa ustalenie, czy starsza pani zdawała sobie sprawę z tego, co ma w swoim ogródku, miało znaczenie, bo chodziło o zakres winy. Decydowały jednak fakty, a nie intencje i stan wiedzy pani Heli. A te były jednoznacznie: to w jej ogródku znaleziono zielsko i na jej strychu - susz.

I sama przyznała się do tego, że jest właścicielką uprawy i że to ona sama siała. Nie dało się udowodnić, że posiała z myślą o handlu, ale już za samą uprawę konopi indyjskich groził rok odsiadki. Plus 6 miesięcy za posiadanie substancji psychoaktywnych.

Prokuratura zaproponowała pani Heli za jedno i za drugie karę łączną roku i trzech miesięcy pozbawienia wolności z zawieszeniem wykonywania kary na trzy lata. Plus 300 złotych grzywny na ośrodek monarowski.
To drugie zabolało ją bardziej. A jeszcze bardziej nielojalność "niedobrych sąsiadów", którzy nie uprzedzili o wizycie policji. Chabiele - decyzją sądu - "uległy przepadkowi".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24