Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lekarka z Mielca wyjechała na misje do Indii

Joanna Tarnowska-Leyko
Żaneta Folcik: - Zazwyczaj najmłodsi przychodzili z bólem gardła lub gorączką. Ze względu na barierę językową, diagnostykę musieliśmy prowadzić intuicyjnie.
Żaneta Folcik: - Zazwyczaj najmłodsi przychodzili z bólem gardła lub gorączką. Ze względu na barierę językową, diagnostykę musieliśmy prowadzić intuicyjnie. Archiwum
- Od początku studiów chciałam wyjechać na misje. Gdy na szóstym roku nadarzyła się taka okazja, nie zastanawiałam się długo - mówi Żaneta Folcik z Mielca, która właśnie wróciła z misji w Indiach.

Żaneta ma 25 lat, z wykształcenia jest lekarzem. - Mówiąc "misje", myślimy: "Afryka". Możliwości wyjazdu szukaliśmy m.in. w internecie. Robiliśmy to właściwie w ostatniej chwili, bo taki wyjazd planuje się rok wcześniej. Ja z moim kolegą z roku dopełniliśmy formalności w kilka miesięcy - opowiada.

Gdy pomagamy, koszty się nie liczą

Najważniejsze w całej wyprawie to dobrze się do niej przygotować. Młodzi lekarze musieli wykupić leki przeciwmalaryczne i poddać się serii kosztownych szczepień na egzotyczne choroby, chociażby dur brzuszny.

- Ja tych szczepień miałam w sumie pięć, mój towarzysz Krzysiek miał ich mniej, bo on już wcześniej wyjeżdżał do Indii. Dzięki niemu było mi łatwiej przyzwyczaić się do nowych warunków - wspomina Żaneta.
Mało kto wie, że przygotowanie do misji to również ogromne koszty. Żanetę cały wyjazd kosztował w sumie około 6 tys. zł. - W finansowaniu pomogli mi przede wszystkim rodzice, ale też stypendium naukowe i dodatkowa praca. Chciałam się sprawdzić jako lekarz w tamtych warunkach. Bo naszą misją jest pomagać. Koszty są tutaj sprawą drugorzędną - podkreśla Żaneta.

Pięć tygodni w Indiach

Przez ponad miesiąc polscy lekarze intensywnie pracowali m.in. w kolonii trędowatych w Puri. Zajmowali się chorymi. W większości pacjentami były dzieci.

- Zaskoczyło mnie, jak wiele uwagi potrzebują dzieci. Kiedy któreś z nich chwyciło mnie za rękę, to nie chciało jej puścić. Prosiły, żeby brać je na ręce. Wciąż do nas mówiły, chciały z nami rozmawiać, mimo że nic nie rozumieliśmy - wspomina lekarka. - Zazwyczaj najmłodsi przychodzili z bólem gardła lub gorączką. Ze względu na barierę językową, diagnostykę musieliśmy prowadzić intuicyjnie. Nawet jeżeli był z nami tłumacz, to dzieci nie potrafią precyzyjnie nazwać swoich dolegliwości. Była to dla nas niezła szkoła kształtowania umiejętności. W Indiach miałam okazję zobaczyć takie przypadki chorób, jakich w Polsce prawie się nie widuje - wspomina.

Żaneta nie wyklucza, że jeszcze wróci kiedyś ma misje. Na razie musi zająć się dalszą nauką ukierunkowaną na specjalizację, której jeszcze nie wybrała.

- Ten wyjazd traktuję jak przygodę, którą będę wspominać pewnie do końca życia - podkreśla.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24