Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak Edward Brzostowski kupił kradzionego jaguara

Andrzej Plęs
Dziś za jaguara muszą płacić Brzostowskiemu urzędy i osoby prywatne. Razem wyjdzie 160 tysięcy.
Dziś za jaguara muszą płacić Brzostowskiemu urzędy i osoby prywatne. Razem wyjdzie 160 tysięcy. Archiwum
To była wyjątkowa okazja - wypasiony jaguar z wyższej półki, 80 tysięcy na liczniku i tylko 116 tysięcy do zapłacenia. Grzech było nie skorzystać. No i przez tego jaguara Edward Brzostowski został okrzyknięty członkiem grupy przestępczej.

W gazetach można było przeczytać, że burmistrz Dębicy, Edward Brzostowski został zatrzymany, jak wysiadał pod Radomiem z białego jaguara.

- A jaguar nie był biały, tylko czarny - prostuje Brzostowski. - I nie zatrzymywano mnie pod Radomiem, bo po jaguara policja przyjechała do Dębicy.

Jeśli będzie czysty, zapłacę

Bodaj w 2002 roku odwiedziło Brzostowskiego trzech znajomych. I powiedzieli: Edek, mamy faceta, który ma jaguara i mamy u niego 120 tysięcy długu. I mówią dalej: jak zapłacisz 120 tysięcy, ten dług odbierzemy od niego w postaci samochodu, my będziemy mieli pieniądze, a jaguar będzie twój.

Brzostowskiego tknęło przeczucie, bo wartość rynkowa takiego sprzętu, to było wówczas jakieś 160 tys. zł. Coś za tanio - pomyślał. - Podejrzanie tanio. Z drugiej strony zakup znacznie poniżej wartości to czysty zysk.

- Powiedziałem, żeby samochód dostarczyli, w ciągu kilku tygodni sprawdzę, czy jest "czysty" i wtedy będziemy rozmawiać - opowiada. - I obiecałem, że jeśli będzie czysty, zapłacę.

Zadzwonił do bliskiego znajomego, zastępcy komendanta głównego policji. I powiedział: słuchaj, mam wóz, jego dokumenty celne, dokumenty z krakowskiego urzędu miejskiego, gdzie był rejestrowany.

- I dodałem, że coś mi jaguar za tanio wygląda i mam podejrzenia, że nie jest w porządku.

Według kwitów: niekradziony

Tydzień później dostał o szychy z komendy głównej odpowiedź, że jaguar jest czysty jak łza, a papiery są w porządku. Nawet na piśmie ma oficjalne oświadczenie Interpolu, że samochód tej marki i o takich numerach rejestracyjnych nie figuruje w zestawieniach pojazdów kradzionych Interpolu. Wydział Przestępstw Gospodarczych KGP też wydał potwierdzenie, że taki samochód nie znajduje się w sferze ich zainteresowań i kradziony nie jest.

Skontaktował się jeszcze w urzędem miejskim w Krakowie, w którym jaguar był rejestrowany. Stąd też chciał potwierdzenie, że dokument rejestracji jaguara jest oryginalny i taki wóz figuruje w rejestrach krakowskiego urzędu. Dostał takie potwierdzenie.

Brzostowski pomyślał: Jak się ma potwierdzenia z Interpolu, Komendy głównej Policji, Urzędu Miasta Krakowa i wszystkie one mówią, że samochód nie jest kradziony, to nie jest. Nawet, jeśli sprzedają go 20 procent poniżej jego rzeczywistej wartości.
- To kupiłem - Brzostowski rozkłada ręce.

Jaguar aresztowany

Półtora roku cieszył się czarnym jaguarem. Radość się skończyła, kiedy do drzwi zapukała policja.

- I mówią: wóz musi jechać do Krakowa, do szczegółowego badania - opowiada Brzostowski. - Sam odprowadziłem samochód do Krakowa, do badań.

Jaguara zaaresztował prokurator, biegli rzucili się do dokładnych oględzin pojazdu. Trochę to trwało, więc Brzostowski napisał do prokuratora wniosek, by do zakończenia sprawy mógł dysponować swoją własnością. Prokurator odmówił.

Wkrótce potem biegli orzekli, że w numerze silnika cyfra 8 została przerobiona na 0. I wszystkie dokumenty samochodu wystawione były na numer silnika z zerem. I wszystkie próby ustalenia, czy jaguar z "wyzerowanym" numerem jest kradziony, były bez sensu, bo "zerowany" nie był kradziony.

Natomiast ten z ósemką figurował w rejestrach policyjnych, jako zaginiony bez wieści podwarszawskiemu biznesmenowi. Temu ubezpieczyciel już wypłacił 250 tysięcy zł.

Brzostowski - wówczas burmistrz Dębicy - po raz kolejny trafił do mediów. Jako podejrzany o udział w grupie przestępczej, handlującej kradzionymi, luksusowymi samochodami.

- Rzeczywiście byłem w obszarze zainteresowania prokuratury, ale nigdy nie postawiono mi takiego zarzutu - protestuje Brzostowski.

Zanim jaguara "aresztowała" prokuratura, przez pół roku właściciel odwiedził samochodem Rosję, Austrię, Niemcy. Na granicach wozu nikt się nie czepiał, a przecież Polska jeszcze nie była w Schengen.

Jaguar przekręcony

Wściekł się. Jakby jaguara kupował na targu, bez papierów, można by powiedzieć, że niedopatrzył. A on miał w ręku kwity z Interpolu, z urzędów wszelkich, w tym celnych, i z Komendy Głównej Policji, że samochód jest nieskazitelny.

I - co bodaj najważniejsze - potwierdzenie wydziału komunikacji Urzędu Miasta Krakowa, który wóz rejestrował. Bez pewności, że jaguar jest "czysty" - zarejestrować nie mógł. I dlatego Brzostowski okazyjnie kupił.

Z czego wynika, że z pełnym zaufaniem podszedł do dokumentów policji, władz królewskiego miasta, urzędu celnego i na tym zaufaniu stracił ponad 100 tysięcy złotych i jeszcze okrzyknięto go członkiem złodziejskiej szajki.

A przecież przestępstwa nie dokonał, stracił pieniądze, więc chciał je odzyskać. Złodzieje go okradli, więc niech złodzieje oddadzą. A także ci, którzy - świadomie czy nie - złodziejom pomogli.

Złodziei nietrudno było namierzyć, a w proceder "przekręcania samochodów" zamieszany był pracownik wydziału komunikacji krakowskiego urzędu miasta.

- Bo okazało się, że na czele tej szajki stał naczelnik wydziału komunikacji w krakowskim urzędzie miasta - mówi Brzostowski.

W zasadzie od niego cała historia się zaczęła, bo policja przechwyciła kilka ewidentnie kradzionych pojazdów, z których każdy rejestrowany był w tym samym wydziale tego samego urzędu.

Szczególnie przyglądali się tym, których rejestrację podpisywał sam naczelnik. Szybko doliczono się 30 kradzionych i "legalizowanych" w krakowskim urzędzie samochodów. A potem były następne. W tym - jaguar Brzostowskiego. W papierach urzędowych stało, że wóz został sprowadzony z Holandii, a sprzedającym była jedna z holenderskich firm.

- Między innymi dlatego prosiłem Interpol o sprawdzenie auta - tłumaczy Brzostowski.

Niech urząd płaci

Złodzieje dostali wyroki karne, co Brzostowskiemu dało poczucie sprawiedliwości, ale nie zwróciło kasy. Zaskarżył z powództwa cywilnego wszystkich, którzy przyczynili się do tego, że wciśnięto mu kradzionego jaguara. Z imienia i nazwiska.

I z nazwy też: Gminę Miejską Kraków i Skarb Państwa - starostę grodzkiego krakowskiego. Skoro zatrudniali aferzystów i złodziei, a ci wystawiali prawdziwe dokumenty na kradzione auta, to niech urzędy płacą.

- Od kiedy kupiłem tego jaguara, minęło z dziesięć lat - mówi Brzostowski. - Od kiedy mi go zabrała prokuratura, minęło prawie dziewięć. I dopiero teraz sąd zdecydował, że należy mi się finansowe zadośćuczynienie.

Wyrok krakowskiego Sądu Okręgowego jest jasny: cztery osoby prywatne, Gmina Miejska Kraków i starostwo krakowskie mają solidarnie zwrócić Brzostowskiemu 113 tys. zł plus odsetki. Razem jakieś 160 tysięcy.

- Sąd stwierdził jednoznacznie, że dokonałem wszystkich czynności sprawdzających, czy wóz był kradziony czy nie - mówi Brzostowski. - A jeszcze policja i prokuratura badały mój udział w tej aferze i decyzją prokuratorską zostałem oczyszczony z wszelkich podejrzeń.

Wyrok jest nieprawomocny, toteż jeden ze skazanych złożył apelację. Terminu apelacji jeszcze nie wyznaczono, ale Brzostowski ma plan: - Nie będę użerał się z każdym z osobna, niech komornik ściągnie należność z krakowskiego urzędu miasta, a urząd niech się procesuje z pozostałymi.

Skoro urząd oszukał obywatela, dlaczego obywatel ma za to płacić?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24