Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Matej Ferjan - samobójstwo czy problemy ze zdrowiem?

Anna Janik
Matej Ferjan podczas prezentacji na meczu PGE Marma-Caelum Stal Gorzów.
Matej Ferjan podczas prezentacji na meczu PGE Marma-Caelum Stal Gorzów. ARCHIWUM
Uśmiechnięty, życzliwy dla fanów, cierpliwie rozdający autografy każdemu, kto ustawił się do niego w długiej kolejce - tak żużlowca PGE Marmy Rzeszów i byłego reprezentanta KSŻ Krosno Mateja Ferjana wspominają kibice.

- To był "nasz chłop". Ceniliśmy go za to, że zawsze wychodził do nas po meczu, podawał rękę, rozdawał pocztówki z autografem. Nauczył się nawet mówić po polsku - mówi Magdalena Kolanko z Głowienki k. Krosna, fanka speedway'a i długoletni kibic krośnieńskich "Wilków".

Zobacz: sylwetka Mateja Ferjana

Oprócz szerokiego uśmiechu znakiem rozpoznawczym Mateja Ferjana była też niezwykła dbałość o sprzęt. Motocykle czyścił na stacji benzynowej, rzadko w parku maszyn. Nikogo nie dziwił też widok pochylonego żużlowca, starannie polerującego swoje kolorowe kaski i układającego je na półce w tylnej części busa.

- O jego śmierci dowiedziałam się podczas podróży na mecz do Rzeszowa, gdzie odbywały się rzeszowsko-tarnowskie derby żużlowe. Przemilczałam prawie całą drogę... - przyznaje Magda.

Nikt nie mógł uwierzyć

W podobnym szoku w ubiegłą niedzielę było całe polskie środowisko żużlowe. Wiadomość o tym, że nie żyje w kilka godzin obiegła całą Polskę. Ciało 34-letniego Słoweńca znaleziono o 8.30 w jego busie, zaparkowanym na jednym z osiedli w Gorzowie Wielkopolskim, gdzie na stałe mieszkał. Do boksu garażowego zajrzała zaniepokojona nocną nieobecnością żużlowca partnerka.

- Na początku nie mogłem uwierzyć, że Matej nie żyje. Jego śmierć nadal jest dla mnie zagadką - przyznaje Maciej Kuciapa, kapitan PGE Marmy Rzeszów, który z Matejem Ferjanem znał się z polskich i węgierskich torów.

- On, podobnie, jak ja, startował w zespole z Debreczyna, w którym jeżdżę od bodajże pięciu lat. Zapamiętam go, jako spokojnego, ułożonego człowieka i kolegę z toru. Zawsze można było z nim porozmawiać, pożartować. Czuję w sercu wielki żal - ubolewa.
Jednym z bliższych znajomych Ferjana był również Janusz Ślączka, były żużlowiec, a obecnie trener Orła Łódź.

- Jeździłem z nim w 2005 roku w zespole z Krosna oraz przeciwko niemu, kiedy startował w innych polskich drużynach. Osobiście byłem orędownikiem tego, aby w sezonie 2005 podpisać z Matejem kontrakt na występy w Krośnie - mówi.

- Spotykałem się z nim także na Węgrzech, dlatego przez całą niedzielę i poniedziałek odbierałem stamtąd telefony z pytaniami, co się stało. Dzwonił nawet mechanik Mateja. On także nie mógł uwierzyć, że nie żyje - zawiesza głos.

W Krośnie był gwiazdą

Pochodzący z Lublany Ferjan startował w wielu polskich klubach, m.in. w Grudziądzu, Zielonej Górze, Opolu, Ostrowie, Gnieźnie, Rzeszowie i Krośnie. Był niekwestionowanym liderem tej drużyny.

- Zawsze gwarantował zdobycze dwucyfrowe, więc bardzo na niego liczyliśmy w 2005 r. w barażach z Kolejarzem Opole o utrzymanie w I lidze. Nie zawiedliśmy się, bo wtedy Matej zdobył aż 17 z 38 punktów, które ugrała krośnieńska drużyna. Dopadliśmy go wtedy w parku maszyn i podrzucaliśmy do góry - wspomina z uśmiechem Magda.

W tamtym okresie Słoweniec był najbardziej zapracowanym żużlowcem ba świecie. W 2008 r. równolegle startował w 7 ligach, również tych mniej prestiżowych na południu Europy, pokazywał się w wielu zawodach indywidualnych.

- O jego zawziętości świadczy rekord zdobytych tytułów mistrza Węgier i Słowenii, których wywalczył bodajże 11. Myślę, że mógłby zajść jeszcze dalej, gdyby starczyło mu uporu i konsekwencji - mówi Grzegorz Drozd, dziennikarz sportowy z Rzeszowa i znawca speedway'a.

Odszedł w tajemniczych okolicznościach

Choć z natury Matej Ferjan nie należał do zbytnio rozmownych, dla dziennikarzy zawsze był dostępny. Nigdy nie "gwiazdorzył", nie tłumaczył się, że jest zmęczony, a po słabszym występie nie uciekał przed ogniem pytań do swojego busa, co regularnie zdarza się niektórym zawodnikom. Ujmowała jego szczerość i prostolinijność.

Z tej zresztą stał się szerzej znany w 2007 r., kiedy odmówił wzięcia łapówki w zamian za swój "słabszy dzień" i pogrążenie Stali Gorzów. Dzięki jego postawie na torze i poza nim gorzowski team wygrał i wszedł do ekstraligi. Ferjan nie tylko nie wziął pieniędzy od rywali z Ostrowa, ale o próbie przekupstwa powiadomił zarząd klubu. Cywilną odwagą i uczciwością zjednał sobie sympatię całego żużlowego Gorzowa.

Dlaczego tak nagle opuścił swoich fanów? Odpowiedzi na to pytanie nie przyniosła przeprowadzona dzień po śmierci Ferjana sekcja zwłok. Ustalono tylko, że do śmierci 34-letniego żużlowca nie przyczyniła się osoba trzecia. Do badań histopatologicznych i toksykologicznych pobrano wycinki organów i płyny ustrojowe. Wyniki mają być znane za miesiąc.

Samobójstwo czy problemy ze zdrowiem?

Tymczasem w środowisku już pojawiły się spekulacje, że najprawdopodobniej było to samobójstwo. Czy miał powody, żeby odebrać sobie życie?

- Jeśli tak, to raczej nie ze względów czysto sportowych. Na taki krok zawodnicy zazwyczaj decydowali się w momencie nagłego załamania formy, spadku z samej góry na sam dół - mówi Drozd.

- A Matej nie był na szczycie, zresztą do tego żużla zawsze miał pewien dystans. Pamiętam, jak podczas Grand Prix w Berlinie w 2001 r. zobaczyłem go spacerującego po trybunach. Żużlowcy przed tak ważnymi zawodami siedzą w swoich boksach skupieni i zamyśleni. On nie miał tremy, cieszył się po prostu tym, że tam jest - opowiada Drozd.

Jak dodaje, samobójstwo jest prawdopodobną hipotezą. Ferjan nie byłby zresztą pierwszym żużlowcem Stali, który odebrałby sobie życie. 21 kwietnia 2000. r. na taki krok zdecydował się Piotr Gancarz, wychowanek rzeszowskich Żurawi.

Takim go zapamiętam

- Jeśli faktycznie było to samobójstwo to powodem mogły być względy emocjonalne. Siedząc w niedzielę na trybunach, kibice nie zdają sobie sprawy, jak trudny tydzień mają za sobą zawodnicy, na których patrzą - mówi.

- Żeby być najlepszym, trzeba poddać się całorocznej, fizycznej harówce i zrezygnować z normalnego życia. Wielu nie rozwija się, bo świadomie z tego pędu rezygnuje albo ich organizm nie wytrzymuje tej gonitwy. Teraz wyobraźmy sobie, że zawodnik, który przez lata na coś takiego się decydował zaczyna zbliżać się do końca kariery i powoli ją podsumowywać. Często okazuje się, że nie ma życia prywatnego, nie było czasu na założenie lub przebywanie z rodziną, a w sporcie, dla którego tyle się poświęciło też nie czuje się do końca spełnionym. Może Matej również nie mógł poradzić sobie z takimi emocjami? - zastanawia się rzeszowski dziennikarz.

- Niezależnie od wszystkiego dla mnie zawsze będzie zawodnikiem w zielonym kombinezonie i zielonymi pokrowcami na motocyklu. Krzątający się z mechanikami wokół swojego sprzętu, otoczony kibicami, z uśmiechem i pewną nieśmiałością przyjmujący gratulacje. Takim go zapamiętam - zamyśla się fanka krośnieńskiego speedway'a.

Zobacz: sylwetka Mateja Ferjana

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24