Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Balon to nie samochód, nie zatrzymasz go na poboczu

Ewa Gorczyca
W XII Górskich Zawodach Balonowych w Krośnie, które odbyły się w ostatni weekend, rywalizowało 21 załóg.
W XII Górskich Zawodach Balonowych w Krośnie, które odbyły się w ostatni weekend, rywalizowało 21 załóg. Tomasz Jefimow
Fajnie wygląda ziemia z góry. Ale balonem najprzyjemniej jest latać nisko: nad łanami zbóż, łąkami, zagajnikami. Tak by można dotykać drzew - mówią baloniarze.
Balony nad KrosnemW Krośnie rozpoczely sie XII Górskie Zawody balonowe

Balony nad Krosnem

Majestatyczne wznoszenie się w błękit a potem błogi spokój, chmury na wyciągnięcie ręki.

- Owszem, tak to wygląda z pozycji obserwatora na ziemi - śmieją się piloci balonowi. Na zawodach nie ma czasu na kontemplację krajobrazu, a huk uruchamianego co trzy sekundy palnika zagłusza wszystko.

Jerzy Borowski ma za sobą kilka kilka lat sportowego latania. Wielokrotnie przyjeżdżał do Krosna na Górskie Zawody Balonowe. W pierwszych startował jako zawodnik, a od pięciu lat jest dyrektorem sportowym imprezy. - Dziś latam już tylko dla przyjemności - mówi.

Wspomina swój debiutancki start zbiorowy w zawodach balonowych w 1993 roku. - Wyszliśmy z hangaru przed poranną konkurencją - opowiada. - Na lotnisku panowała idealny spokój.

Te ciszę delikatnie przerywały a to odgłos silnika samochodu, a to szczękniecie rurek od stelaży balonu, jakaś rozmowa. I nagle wszystko zaczęło się błyskawicznie rozkręcać, nabierać tempa. Nadjeżdżały kolejne samochody ciągnące w przyczepach cały majdan. Otwierały się klapy, załogi wyciągały wiklinowe gondole, powłoki, zwoje lin, palniki, butle, już warczały dmuchawy, szumiały palniki wysuwając ogniowe jęzory.

Huk. Balony jeden po drugim wyrwały się w gorę. I znowu zapanowała cisza. - To było niesamowite wrażenie, do zapamiętania na cale życie - opowiada Borowski.

Co może się zepsuć w prymitywnym balonie?

Kto nie widział na własne oczy, nie dowie się, jaka emocje towarzyszą baloniarzom podczas startu. Przyjeżdża się z tym "gałgankiem" w wybrane miejsce. Rozstawia się kosz i - jak mówią fachowo baloniarze - uzbraja. Montuje na stelażu palnik i węże, zakłada "rękawki", podpina węże do butli, przypina karabinki do linek, sprawdza palnik.

Jeżeli wszystko jest OK, kładzie się kosz na boku. Do ramy palnika mocuje się czterema karabinkami linki od powłoki. Najpierw trzeba ją wyciągnąć trochę z wora, a potem dwie osoby biorą ten wór, wyjmują całą powłokę, rozciągają na boki. Wentylatorem dmucha się zimne powietrze. Podgrzewa. Startuje i leci.

- Dla mnie to już dziś rutyna - mówi Borowski. Ale nawet on przyznaje, że start to najtrudniejszy moment. - Potem, w powietrzu, już samo idzie - uśmiecha się.

Przed startem wszystko musi być dokładnie sprawdzone. Bo balon to nie samochód. Nie zatrzymasz go na poboczu, gdy zaczyna szwankować. Borowski jak mantrę powtarza wszystkim maksymę swojego kolegi Darka Brzozowskiego, który w Australii pilotuje ogromne balony z pasażerami: "lepiej na ziemi żałować, że się nie jest w powietrzu, niż w powietrzu, że się nie jest na ziemi".

- Przed startem wszyscy muszą być na sto procent pewni, że sprzęt nie zawiedzie - podkreśla. - Choć z drugiej strony balon jest tak prymitywny, że właściwe niewiele może się w nim zepsuć - dodaje. - Zawsze mamy zapasowy palnik. Da się lecieć z przerwaną powłoką, nawet z dziurą wielkości człowieka, zwłaszcza gdy jest poniżej "równika".

Nawet bocian go nie przebije

Bo balony, prawie 220 lat po tym, jak bracia Montgolfier skonstruowali pierwszy aerostat, pozostały prawie w niezmienionej postaci i budowie. Zasada wznoszenia się pozostaje niezmienna. Cieple powietrze w balonie (dziś podgrzewa się je ogromnej mocy palnikami, zasilanymi propanem z butli gazowych) jest lżejsze od powietrza na zewnątrz. Zgodnie z prawem Archimedesa balon jest wypychany w górę.

Do wykonania kosza nadal używa się lekkiej i wytrzymalej wikliny. Tylko powłoki robi się ze zdecydowanie nowocześniejszch materiałów: poliestru czy nomexu.

- Nawet bocian jej nie przebije - zapewniają piloci.

Zresztą balon jest tak duży, i robi tyle hałasu, że ptaki na niebie i zwierzęta na ziemi raczej przed nim uciekają. - Nie dotyczy to krów, które ze stoickim spokojem obserwują nasze poczynania - śmieje się Borowski.

Grono polskich baloniarzy jest elitarne. Jakieś 130 osób z licencją pilota, ok. 150 zarejestrowanych balonów. Czynnych zawodników, regularnie startujących w imprezach Pucharu Polski, takich jak Górskie Zawody Balonowe w Krośnie, jest niewielu - ok. 20.

- To drogi sport. Jedna impreza pucharowa to dla portfela obciążenie rzędu 2 tys. zł - ocenia Borowski. - W tym roku w kalendarzu jest ich siedem. Łatwo policzyć, jak pokaźną sumę trzeba wyłożyć z własnej kieszeni, jeśli chce się być na wszystkich.

W tym sporcie liczy się zespół

Borowski do latania trafił okrężną drogą. Wprawdzie dzieciństwo spędził w modelarni, składając samoloty, ale latanie go nie pociągało, nie miał pojęcia, że w jego mieście, Białymstoku, jest Klub Balonowy.

Przypadkowo, dzięki nauczycielowi angielskiego, który był prezesem klubu, przyszedł na spotkanie baloniarzy z okazji rozpoczęcia sezonu. - Urzekła mnie atmosfera i ludzie. Zostałbym w tym gronie, nawet gdyby grali w szachy - śmieje się. Trzy miesiące potem pierwszy raz w życiu wsiadł do gondoli balonu. I poleciał.

Najważniejsze w tym sporcie jest dla niego to, że liczy się zespół. Nie tak, jak np. z lataniem na motolotni: zapala się motorek i odfruwa. W baloniarstwie musi być zgrana grupa ludzi, którzy sobie ufają. Bez tego nie da się latać.

Pilot plus trzy osoby: to ekipa potrzebna, by balon na zawodach mógł bezpiecznie wystartować. Potem aerostat z pilotem sobie leci, a pozostała trójka podąża samochodem za nim, by po wylądowaniu pomóc w poskładaniu całego "majdanu".

Pojemność przeciętnej czaszy to 2,2 tys. metrów sześciennych. Sama powłoka waży ok. 100 kg, kosz z butlami - 300 kg. Ten ciężar trzeba wypakować, rozłożyć, zmontować, napompować powietrzem.

Podział ról podczas startu jest ściśle określony. Najbardziej doświadczona osoba pilnuje liny przymocowanej do korony na szczycie balonu. - Musi ją trzymać do odpowiedniego momentu - opowiada Borowski. - Podczas podgrzewania nie można liny puścić za szybko, bo przyjdzie podmuch, wypełniony balon się w powietrzu złoży, powłoka się spali. Pilot tej osoby nie widzi, bo jest przy koszu, z drugiej strony, nie może jej instruować. Musi mieć do niej pełne zaufanie.

Przygotowanie balonu do lotu może trwać nawet godzinę, ale zgranej załodze wystarczy o wiele krótszy czas. - Pamiętam nasz rekord podczas mistrzostw Polski - wspomina Borowski. - Od chwili podjęcia decyzji co do miejsca startu, do momentu wzniesienia się, upłynęło zaledwie 8 minut.

Latać można nisko albo wysoko. - Dla mnie jest największą frajdą lecieć poziomo, metr nad ziemią - mówi Borowski.

Taki lot jest możliwy, gdy startuje się z dużego, płaskiego terenu, np. lotniska. - To świetny trening panowania nad balonem - wyjaśnia pilot. - Widać, jak aerostat reaguje na każde spóźnienie z palnikiem czy zbyt długie podgrzanie. Na 300 metrach różnicy już się nie odczuwa - czy balon się wznosi, czy opada. Laik nie jest w stanie określić, czy balon jest na wysokości 500 metrów czy 2 km. Musi to zobaczyć na przyrządach nawigacyjnych.

Najwyżej Borowski wzleciał na 3 tys. metrów. - Fajnie wygląda ziemia z góry - mówi. Ale przyznaje, że najbardziej lubi niskie loty: nad łanami zbóż, łąkami, zagajnikami. - Dziś się pobawię w zrywanie szyszek - śmieje się, planując lot tuż nad drzewami. To czujne latanie, z ręką na palniku. Trzeba znać świetnie balon, żeby zdążyć przeskoczyć nad zagajnikiem, opaść i znów zacząć "gazować" zanim gondola uderzy z impetem w ziemię.

Każdego balonu trzeba się nauczyć

Aerostat jest jak wielki okręt - porównują piloci. Nic nie dzieje się z nim szybko. Trzeba czekać kilka sekund po zerwaniu klapy na szczycie czy włączeniu palnika. Każdy balon reaguje inaczej. Trzeba się go uczyć.

Latać można tylko rano i wieczorem. Gdy powietrze jest spokojne, bez termiki czyli pionowych ruchów powietrza powstałych w wyniku różnicy temperatur. Bo to, co lubią szybowce (wznoszące prądy ciepłego powietrza), balonom przeszkadza a wręcz jest niebezpieczne (w obszarze opadającego powietrza balon może spadać w niekontrolowany sposób).

Balonem sterować się nie da. Można tylko kierować "góra-dół" - podgrzewając powietrze w czaszy albo je wypuszczając. Balon poddaje się wiatrowi. Jak wieje wiatr, tak leci balon. W takim kierunku i taką prędkością. Rolą pilota jest szukanie różnych wiatrów na różnych wysokościach. Wytyczanie trasy lotu to sztuka prognozowania - gdzie dziś poniesie nas wiatr.

Piloci śmieją się, że przyjemność latania muszą opłacić wstawaniem o nieludzkiej porze, przed świtem. Poranne loty nad wieczornymi mają tę przewagę, że można polatać dłużej (wieczorem trzeba czekać aż wygaśnie termika, a potem zdążyć z lądowaniem przed zmierzchem).

Dlatego Borowski uwielbia wczesne latanie.

Jeszcze jest szarówka, gdy rozkładam sprzęt. Balon powoli się wznosi. Jestem mniej więcej 200 metrów nad ziemią, gdy słońce wyłania się zza horyzontu. To magiczny widok.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24