Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lekarz i ratownik w ostatniej chwili uratowali desperata! Próbował popełnić samobójstwo

Ewa Kurzyńska
Okoliczności były niezwykłe, ale  zrobiliśmy po prostu to, co do nas należało – podkreślają Radosław Furmaga i Dariusz Jamioł.
Okoliczności były niezwykłe, ale zrobiliśmy po prostu to, co do nas należało – podkreślają Radosław Furmaga i Dariusz Jamioł. Krzysztof Kapica
Gdy młody lekarz i ratownik ze szpitala MSWiA w Rzeszowie przecinają pętlę zaciśniętą na szyi, są prawie pewni, że na ratunek jest za późno. Mimo to rozpoczynają reanimację. Udało się.

Cofnijmy się kilka chwil wcześniej. Jest wrześniowy wieczór, zbliża się godz. 20. Na Izbę Przyjęć szpitala MSWiA w Rzeszowie wbiega znajomy jednego z pacjentów.

- Na drzewie koło szpitala powiesił się mężczyzna! - woła już od progu.
Radosław Furmaga, lekarz, który tego dnia dyżuruje na Izbie, natychmiast rusza do wyjścia.

- Gdzie? - pyta w biegu.
- Jakieś sto metrów stąd. Przy bramie, koło parkingu.

To chyba jakiś żart

Na dworze jest ciemno. W pobliżu nie ma latarni. Dariusz Jamioł, ratownik medyczny, próbuje rozproszyć ciemność światłem z wyświetlacza komórki. Mężczyźni błyskawicznie dobiegają do ogrodzenia, graniczącego z pobliską szkołą. Obserwują wyłaniające się z mroku drzewa. Nikogo nie widać.

- Przez chwilę miałem nadzieję, że ktoś zrobił nam głupi, makabryczny żart - wspomina dramatyczne chwile Dariusz Jamioł. - Ale nagle światło komórki odbiło się od czegoś błyszczącego. Gdy podbiegliśmy bliżej, zobaczyliśmy mężczyznę wiszącego na pętli ukręconej z folii spożywczej. Powiesił się na bramie. Stopami ledwo sięgał ziemi.

Prowizoryczny sznur szybko udaje się odciąć. Jednak mężczyzna nie oddycha, jego serce nie bije.

- Byłem przekonany, że jest martwy. I choć dotarcie na miejsce zajęło nam nie więcej niż minutę, podejrzewałem, że ten człowiek targnął się na swoje życie na długo przed naszym przybyciem - przyznaje doktor Furmaga.

I choć nic nie wskazuje na to, że można jeszcze coś zrobić, pan Dariusz rozpoczyna masaż serca.

- Zawsze próbujemy pomóc. Nawet wtedy, gdy wydaje się, że to na już na nic - zaznacza ratownik. - Byliśmy gotowi na długą walkę o pacjenta. Tętno powróciło już po 15 uciśnięciach klatki piersiowej. Mężczyzna był nieprzytomny, ale oddychał.

Walka o życie to nasza codzienność

Niemal cudem odratowany człowiek trafia do szpitala na oddział intensywnej opieki medycznej. Przez kilka dni konieczne jest utrzymywanie chorego w stanie śpiączki farmakologicznej.

Lekarze boją się, że z powodu niedotlenienia został uszkodzony mózg. Fakty w takich sytuacjach są bezlitosne. Wystarczą zaledwie 4 minuty bez oddychania, by doszło do nieodwracalnego obumierania komórek mózgowych. Mimo obaw lekarzy, po kilku dniach 50-latek odzyskuje przytomność. Wie kim jest i gdzie się znajduje. I choć nadal potrzebuje opieki, rokowania specjalistów są pomyślne.

- Jestem dumny z pracowników. Zadziałali błyskawicznie i skutecznie. Dzięki temu w sytuacji z pozoru bez szans uratowali życie człowieka - mówi Zdzisław Białowąs, dyrektor szpitala.
Zarówno pan Dariusz, jak i pan Radosław wyglądają na zakłopotanych, gdy słyszą pochwały.

- Zrobiliśmy po prostu to, co do nas należało - podkreśla ratownik. - To fakt, że tym razem okoliczności były niezwykłe. Jednak walka o życie pacjenta to w naszej pracy codzienność. Choćby na tamtym pamiętnym dyżurze. Tego dnia reanimowaliśmy także kobietę z zatrzymanym krążeniem. I udało się ją ocalić!
Akcja jak w serialu medycznym

Podczas ostrego dyżuru pod opiekę personelu trafia nawet 40-50 chorych. To, co się wówczas dzieje, przypomina chwilami kadry z amerykańskiego filmu "Ostry dyżur".

- Musimy być w nieustannej gotowości - podkreśla Emilia Marut, pielęgniarka oddziałowa z Izby Przyjęć. - Bywa, że przez kilka godzin jest względny spokój. A potem podjeżdża karetka za karetką i mamy kilku pacjentów naraz. W takich sytuacjach sprawdzają się osoby, które oprócz tego, że są dobrymi fachowcami, potrafią także zachować zimną krew.

I choć pracownicy szpitala byli świadkami wielu niecodziennych sytuacji, przyznają, że ostatnie wydarzenia należą do wyjątkowych. M.in. dlatego, że mężczyznę zauważono tak szybko. W miejscu, gdzie 50-latek próbował odebrać sobie życie, panuje duży ruch ale tylko za dnia. Po zmroku rzeszowianie wolą omijać nieoświetloną dróżkę.

Niech cieszy się życiem

- W takich smutnych okolicznościach trudno mówić o szczęściu, ale ten człowiek z pewnością je miał. Gdyby powiadomiono nas choćby minutę czy dwie później, sprawa miałaby pewnie tragiczny finał - podejrzewa doktor Furmaga.

Zarówno on, jak i pan Radosław, nie wiedzą, co skłoniło nieznajomego do tak desperackiego kroku. Nie próbowali się dowiadywać, bo byłaby to ingerencja w prywatność pacjenta. Wiedzą tylko, że mężczyzna kilka dni temu opuścił szpital przy ul. Krakowskiej.

- Mamy nadzieję, że ten człowiek odzyska zdrowie i będzie w stanie cieszyć się życiem - mówią. - Życzymy mu tego z całego serca.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24