Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Turyści w Bieszczadach narzekają na Solinę

Krzysztof Potaczała
Plaża w Solinie niedaleko przystani Białej Floty.
Plaża w Solinie niedaleko przystani Białej Floty. Fot. Krzysztof Potaczała
Wokół zielonych wzgórz nad Soliną ostatnio coraz głośniej. Niestety, głównie z powodu narzekań turystów: na brak rozrywek, drożyznę, bylejakość, śmieci i wpływające do jeziora ścieki. Gdzie jest dzisiaj Solina na wypoczynkowej mapie Polski?

- Daleko - mówią ci, którzy znają Solinę od podszewki.

Mają średnio po 50 lat i przyjeżdżali nad bieszczadzkie jezioro jeszcze jako studenci, pod namioty. Z gitarami, dziewczynami, gazową kuchenką i kocherem w plecaku. Teraz wracają odbywając sentymentalne podróże, pokazując miejsca swojej młodości dzieciom i wnukom. Lecz o ile wtedy, w latach 70. i 80., Solina nie odstawała za bardzo (a może w ogóle?) od podobnych miejscowości położonych nad polskimi jeziorami, tak obecnie wlecze się w ogonku.

Zachwyt i narzekania

Według części turystów, moda na Bieszczady nigdy nie minie. Ten zakątek ma w sobie wystarczająco dużo uroku i wciąż aury pewnej tajemniczości, że chętnych na spędzenie tu urlopu nie brakuje. Potwierdzeniem choćby tłumy na solińskim deptaku, na koronie zapory, i niemały ruch żaglówek na jeziorze. Przyjezdni nadal zachwycają się widokami, podziwiają największy w Polsce sztuczny zalew (150 km linii brzegowej!), lecz jednocześnie dostrzegają wiele wad wypoczynku nad "bieszczadzkim morzem".

Wyliczają: - Brakuje przyzwoitej plaży, na całym zalewie są tylko trzy strzeżone kąpieliska, w tym ani jednego w najpopularniejszej Solinie, brakuje koncertów i innych rozrywek, w czasie deszczu można się zanudzić na śmierć. Bo owszem, knajpek, barów, restauracji pod dostatkiem, ale nie samym jedzeniem i piciem człowiek żyje. Do tego, utyskują, na ogół jest dość drogo, choć na szczęście można znaleźć lokale, gdzie serwuje się dania i świeże, i w przystępnej cenie, to znaczy w granicach 25-30 zł za obiad (np. pstrąg z frytkami, zestawem surówek i deserem).

- Za taki sam zestaw przykładowo w Krynicy Górskiej trzeba zapłacić 50 zł - mówi jeden z solińskich restauratorów. - U nas takich cen za obiad nie ma, więc te narzekania nie zawsze znajdują potwierdzenie.

- Albo noclegi - dodaje inny przedsiębiorca znad Soliny. - Czy 30 złotych za dobę w pokoju z telewizorem, lodówką i natryskiem, w dodatku 100 metrów od jeziora, to dużo? Dzisiaj nikt nie schodzi poniżej tej kwoty, chyba że oferuje dużo gorsze warunki.

Ciąg pasażu handlowego w Solinie pod górą Jawor
Ciąg pasażu handlowego w Solinie pod górą Jawor Fot. Krzysztof Potaczała

Jerzy Czerwski, szef Białej Floty. (fot. Fot. Krzysztof Potaczała)Plany, wizualizacje, zamierzenia

Jak wynika z rozmów z turystami, cennik usług jest ważny, ale ma mniejsze znaczenie niż czystość nad zalewem, dogodność dojazdu i zaparkowania, czy też możliwość sensownego zagospodarowania czasu. Bo woda i słońce to za mało, by zadowolić przeciętnego turystę. Trzeba mu dać coś więcej, niż oferuje natura.

Tych narzekań co rok wysłuchuje m.in. Jerzy Czerwski, szef solińskiej "Białej Floty", która od 20 lat wozi turystów statkami po jeziorze. Od dawna marzy mu się inny wizerunek Soliny - nowoczesnej, czystej, przyjaznej środowisku. Czerwski rozkłada na stole wizualizacje komputerowe. Przedstawiają zmodernizowane nabrzeże od strony góry Jawor, zaakceptowane przez samorząd Soliny i Zespół Elektrowni Wodnych. W miejscu, gdzie dziś jest nierówna, kamienista plaża, mają być ułożone nowe betonowe płyty, a powyżej linii zalewowej - wysypany piasek. Do tego dozorowane kąpielisko, plac zabaw dla dzieci, dodatkowa keja i parę innych atrakcji.

- Żeby to wszystko zrobić, potrzebuję ze dwóch lat - mówi pan Jerzy. - Najpierw muszę umocnić brzeg, z którego wciąż obsuwa się ziemia, potem czeka mnie do przejścia wyboista droga administracyjnych przepisów i pozwoleń, która w Polsce jest zawsze długa. Ale dam radę.
Śmieci - zmora Soliny

Na razie jednak szef "Białej Floty" toczy bój o porządek i ciszę nocną nad Soliną. Jest zdania, że dyskoteki są dopuszczalne, ale głośna muzyka nie może dudnić do północy albo i dłużej, bo większość gości chce spać.

- A tu nie dość, że łomot, to jeszcze nad jezioro przychodzą pijani i wrzeszczą jak szaleńcy - opowiada Czerwski dodając, że przy okazji zostawiają mnóstwo pustych butelek, puszek i innych odpadów, które rankiem muszą sprzątać jego pracownicy. - A mam inne wyjście? Kto przyjdzie za dnia na zaśmiecone nabrzeże? Zresztą teraz i taki jest lepiej, bo wyciąłem sporo krzaków. Jak były krzaki, służyły za śmietniki.

Problem odpadów to jedna z największych bolączek współczesnej Soliny. Niby są kontenery, kosze, a i tak ciągle ktoś alarmuje, że zlokalizował dzikie wysypisko. Śmieci zalegają na brzegach, na leśnych ścieżkach, pływają po jeziorze. Najlepiej wiedzą o tym żeglarze, którzy zapuszczają się w najróżniejsze zakątki zalewu - pod Chrewt, Teleśnicę, Wołkowyję, Polańczyk, Olchowiec. W pobliże przystani i ośrodków wypoczynkowych oraz tam, gdzie tylko z rzadka można spotkać człowieka.

- Śmieci pływają w foliowych workach i pojedynczo, a dostrzec można wszelaki asortyment - ubolewa Krzysztof Bross z Teleśnicy Sannej, właściciel gospodarstwa agroturystycznego. - Worki pełne są domowych odpadów, a luźno pływają pojemniki po olejach i farbach czy stare opony. Wystarczy wejść w najbliższe zakrzaczenia, by bez trudu natrafić na składowiska zużytych sprzętów AGD, pozostałości z pikników i tak dalej.

Iwona Hawliczek, kierownik działu administracji i turystyki w Zespole Elektrowni Wodnych Solina-Myczkowce: - Większość odpadów niosą podczas deszczów dopływy jeziora, a więc Solinka i San. Część wyrzucana jest przez pseudoturystów. Nie zwalczymy tego, dlatego rokrocznie urządzamy akcje sprzątania linii brzegowej zalewu. W porządkowanie jeziora i okolic angażują się wszyscy ci, którym zależy, by wokół było czysto. No i obowiązek sprzątania spoczywa na ponad 300 dzierżawcach działek nad wodą.

- Wyrzucanie śmieci wprost do rzek, potoków lub do jeziora to przyzwyczajenie wielu mieszkańców okolicznych wiosek - potwierdza Artur Tworek, ratownik WOPR i właściciel statku spacerowego cumującego w Polańczyku. - To walka z wiatrakami, trzeba pewnie kilkudziesięciu lat, by zmienić mentalność tych ludzi. Może ich wnuki zwrócą uwagę na ekologię…
[obrazek4] Ciąg pasażu handlowego w Solinie pod górą Jawor (fot. Fot. Krzysztof Potaczała)Ścieki i koszmarna zabudowa

Problem nie dotyczy bynajmniej tylko odpadów stałych. Każdego dnia do Zalewu Solińskiego wpływają nieczystości z okolicznych gospodarstw. W połowie lipca tylko jednego dnia, w pobliżu zapory, do jeziora dostały się setki litrów ścieków. Początkowo nie wiedzieli o tym plażowicze i w najlepsze korzystali z wody. Dopiero gdy w narastającym upale smród stał się bardziej intensywny, wyszli na brzeg, a następnie szybko opuścili Solinę.

Nazajutrz wójt Soliny Zbigniew Sawiński tłumaczył dziennikarzom, że wyciek nastąpił przez awarię w przepompowni. Jednocześnie przyznał, że w Solinie nadal nie ma wystarczającej liczby oczyszczalni ścieków, które położyłyby kres spuszczaniu fekaliów do jeziora. Spośród wielu ośrodków wypoczynkowych tylko kilkanaście ma własne oczyszczalnie, inne odprowadzają ścieki wprost do pojemnego zbiornika solińskiego.

- Gmina ma pięć oczyszczalni, trzy w Solinie, w Myczkowcach i w Polańczyku, ale to wciąż za mało - nie ukrywa wójt Sawiński. - Projektujemy następne, chcemy uporać się ze wszystkimi do 2015 r.

Kolejny poważny minus Soliny to zabudowa. Nieprzypadkowo obecny prezes ZEW Józef Folcik określił ją mianem "chinatown". Jak okiem sięgnąć architektoniczny bałagan, jakieś budy-potworki, cudaczne obiekty i tylko gdzieniegdzie z tej bezładnej masy wyłania się sklep czy restauracja zbudowana z poczuciem estetyki, wkomponowana w krajobraz zielonych wzgórz. I z prostą, osadzoną w realiach nazwą, a nie sztucznymi tworami nawiązującymi nazewnictwem do kopalń, oceanów, a nawet świętych.
Brak identyfikacji z Bieszczadami

To "chinatown" widać również na stoiskach - dmuchane smoki, góralskie ciupagi, baranie skóry i moc wszelakich innych koszmarów atakują turystę z każdego rogu. Za to gdyby chciał kupić oryginalną pamiątkę znad Soliny, nawiązującą do lokalnej historii czy tradycji - będzie miał spory kłopot.

- Tak, jeszcze czegoś takiego nie dorobiliśmy się i to jest wstyd - przyznaje Jerzy Czerwski. - W ogóle brakuje nam tu identyfikacji z Bieszczadami, ale przyczyną jest w jakimś stopniu brak jedności wśród prowadzących interesy nad Soliną biznesmenów.

Zygmunt Różyło, prezes Stowarzyszenia Rozwoju Soliny (SRS), współwłaściciel baru i pensjonatu: - Tak, tej zgody co do przyszłości Soliny ewidentnie brakuje. Choćby taki przykład: wymyśliłem z paroma osobami, żeby niedaleko przystani "Białej Floty", na niezagospodarowanej łące, wybudować amfiteatr ze sceną, na której prezentowałyby się zespoły nawiązujące do kultury Karpat. Ale zaraz odezwali się przeciwnicy, że nic takiego nie jest potrzebne. A jak ma się rzucane kłody pod nogi, to niełatwo pracować.

Jerzy Czerwski: - Znam pomysł Stowarzyszenia, ale nie przekonałem się. Od czterdziestu lat turyści zjeżdżają nad Solinę, żeby żeglować, kąpać się i opalać. Poza tym, mamy przecież imprezy z cyklu "Solińskie lato", a u mnie na tarasie występują zespoły szantowe.

- "Solińskie lato" jest, ale jak na ironię w Polańczyku, więc nie spełnia swojej roli, bo to Solina jest głównym turystycznym magnesem - ripostuje Różyło. - Jestem przekonany, że powinniśmy się w końcu dorobić chociaż jednej cyklicznej imprezy z prawdziwego zdarzenia. Popatrzmy na Mazury, na Bałtyk. Tam przyjeżdża ogólnopolska telewizja, tłumy ludzi doskonale się bawią. A u nas? Albo dyskotekowy łomot, albo nic.

Sierpień ma być lepszy

Co do jednego natomiast rozmówcy się zgadzają - w stosunku do innych ośrodków letniego wypoczynku Solina została w tyle.

- To jeden z urokliwszych zakątków w Polsce, ale inwestycyjnie zaniedbany. - Nawet w pełni sezonu gołym okiem widać bałagan: nieskoszone z wysokich traw pobocza dróg dojazdowych, dziurawe drogi, błotniste pobocza, brak dokładnych oznakowań, byle jakie toalety albo ich brak - wylicza z goryczą Stanisław Orłowski, przewodnik bieszczadzki.

Ten sezon jest dla Soliny turystycznie średni. Przynajmniej na razie. Podobno wszystko przez powódź, której akurat w Bieszczadach nie było. Ale była błędna informacja w centralnych mediach. To wystarczyło, by turyści obrali kurs gdzie indziej. Miejscowi przedsiębiorcy jednak nie załamują rąk - liczą na ciepły sierpień i dochody przynajmniej tak dobre, jak w ubiegłym roku. Choć, jak głosi bieszczadzka fama, nigdy nie są dobre na tyle, by ich w pełni zadowolić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24