Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Spowiedź człowieka, który jednego dnia całkowicie odmienił swoje życie

Anna Ryznar
Kazimierz Pawłowski: - W jeden dzień zostałem uzdrowiony z alkoholizmu, lekomanii i narkomanii. Stałem się nowym człowiekiem.
Kazimierz Pawłowski: - W jeden dzień zostałem uzdrowiony z alkoholizmu, lekomanii i narkomanii. Stałem się nowym człowiekiem. FOT. DAREK DANEK
Do 35 roku życia był bezdomnym alkoholikiem, narkomanem, przestępcą - recydywistą. Nikt nie wierzył, że po czymś takim można zmienić życie. On też nie wierzył. A teraz jest innym człowiekiem.

Kazimierz Pawłowski ma 52 lata, pisze wiersze, maluje, zaczął naukę gry na gitarze. Kiedyś było inaczej. Oto jego wspomnienia:

Wiele razy upijałem się do nieprzytomności i zasypiałem, brudny, w centrum miasta, na chodniku. Kłamałem i kradłem, bo zawsze liczyło się to, żeby się napić i naćpać. Pierwszy raz ukradłem coś, gdy miałem 5 lat. Później było tylko gorzej. Nie kupowałem jedzenia, żeby mieć pieniądze na alkohol i leki.

Tylko używki

Wszystko zaczęło się w moim domu w Świnoujściu. Matka była słabą kobietą, chorującą na serce, a ojciec był alkoholikiem. To z nim zacząłem pić, ale mój pociąg był znacznie większy. Pewnego dnia, gdy byłem na głodzie, poszedłem do mamy, która była po operacji serca. Próbowałem wyciągnąć od niej pieniądze na picie. Była awantura. Gdy matka gorzej się poczuła, wezwałem karetkę i czekałem, aż ją zabiorą. Myślałem tylko o tym, żeby wynieść coś z domu, żeby sprzedać i kupić alkohol.

Wreszcie stwierdziłem, że nie jestem już człowiekiem i nie mam prawa żyć. Nienawidziłem świata, ludzi, znienawidziłem siebie. Zacząłem szukać śmierci, bo tylko ona wydawała się być dobrym rozwiązaniem.

Uwaga, złodziej

Rodzice zmarli, a reszta rodziny nie chciała mnie znać. Zostałem włóczęgą. Sypiałem na klatkach schodowych, dworcach, w piwnicach, na ławkach. W sklepach wisiały moje zdjęcia z podpisem "Uwaga, złodziej".

Za przestępstwo trafiłem do więzienia. Ale i tam używek nie brakowało. Gdy wyszedłem na wolność, za litr wódki podano mi adres "meliny". Okazało się, że trafiłem do Domu św. Brata Alberta w Świnoujściu. Tu świat wyglądał zupełnie inaczej. Spotkałem ciepło, zrozumienie i życzliwość.

W kaplicy była odmawiana koronka do Miłosierdzia Bożego, bałem się tam wejść. Nie znałem sakramentów ani modlitwy. Uważałem, że jestem niegodny, że nie powinienem plamić sobą świętego miejsca.

Poszedłem na miasto i włamałem się do sklepu, wyniosłem alkohol. Przyniosłem go do Domu św. Brata Alberta, bo tak chciałem podziękować za gościnę i dobroć. Nie dość, że podsunąłem moim przyjaciołom alkohol, to jeszcze trafiłem do aresztu.

Zmiana na chwilę

Byłem załamany. Postanowiłem powiesić się w celi. Odratowano mnie i przewieziono do schroniska dla bezdomnych. Byłem wściekły i złorzeczyłem ratującym mnie lekarzom i policjantom.

Wtedy Leszek, założyciel domu św. Brata Alberta w Świnoujściu, zapytał mnie: - Kazik, chcesz jechać do Jezusa? - Imię Jezus uderzyło we mnie z wielką siłą, odpowiedziałem, że chcę. Odbyłem pielgrzymkę do Lichenia. Podczas drogi krzyżowej, przy grobie Jezusa usłyszałem wewnętrzny głos: - Uwierz, ja jestem i kocham ciebie. Płakałem, długo trzymając rękę Chrystusa. Kiedy wracałem do Świnoujścia, miałem wrażenie, że moje życie zaczyna się na nowo.

To było złudzenie. Powróciłem do dawnego życia. Znów piłem, kradłem i trafiłem do więzienia. Dostałem długi wyrok.

Wracaj do domu, czekamy

W prasie lokalnej ukazała się seria niepochlebnych artykułów o bezdomnych i schroniskach. Twierdzono, że to wylęgarnie zła, a moja osoba była tego przykładem. Napisałem list, w którym przeprosiłem bezdomnych i założyciela domu, Leszka. Zapytałem, czy po wyjściu z celi, mogę wrócić do schroniska. Odwiedził mnie sam Leszek. Przywiózł Ewangelię, książki religijne. Powiedział: Jak wyjdziesz, wracaj do domu, czekamy.

Miałem wtedy tak zabrudzone życie, że w dowodzie, w rubryce: miejsce zameldowania, miałem wpisany zakład karny.

Nie wiedziałem, co to umiar

Nigdy nie dbałem o siebie i zacząłem podupadać na zdrowiu. Dostałem zapaści, byłem reanimowany. W listopadzie 1992 roku miałem przerwę w karze z powodów zdrowotnych. Wyszedłem z więzienia i pierwsze kroki skierowałem do knajpy. Pomyślałem, że wypiję tylko troszkę, ale znów nie miałem umiaru. Spotkałem dawnych kolesi. Pili ze mną, a na koniec okradli mnie z renty.

Do schroniska dotarłem kompletnie pijany. Leżałem na korytarzu, obok kaplicy i znów chciałem ze sobą skończyć. Ale prezes Leszek chciał mnie widzieć. Wstydziłem się, w końcu poszedłem. Powiedziałem mu, żeby mi więcej nie pomagał, bo ja idę na zatracenie. A on się uśmiechnął, przytulił i powiedział: - Coś ty z sobą zrobił. Zobacz, jak ty wyglądasz. Ale ja to przewidziałem. I dał mi czyste ubranie i pieniądze.

14 dni walki

Szedłem przez park, płacząc i wyrzucając sobie, że zawsze wybieram zło. Miałem wrażenie, że ktoś się do mnie przyłączył i położył mi rękę na ramieniu. Wypełniła mnie radość i spokój. Usłyszałem wewnętrzny głos: - Uporządkuj wnętrze, bo jakbyś miłości w sobie nie miał, to już by ciebie nie było.

Przez dwa tygodnie nie mogłem jeść ani spać. Słyszałem podszepty demonów, żebym nadal pił, kłamał i kradł. Mówiły, że Jezusowi nie warto ufać, bo on takich jak ja nie potrzebuje. Po czternastu dniach walki wszedłem do kaplicy i przed obrazem Jezusa Miłosiernego padłem na kolana. Po modlitwie cały świat zobaczyłem w innych barwach. Chciałem krzyczeć z radości.

Chcę się ochrzcić

Pobiegłem do Leszka i opowiedziałem mu o swoim życiu. Chciałem się oczyścić. Obaj płakaliśmy ze szczęścia. Powiedziałem mu, że nigdy nie przyjmowałem żadnych sakramentów, więc Leszek zadzwonił do proboszcza. Po trzech miesiącach nauk miałem przyjąć chrzest i komunię świętą.

Całą noc przygotowywałem się do spowiedzi z całego życia. Chciałem wyznać każdy grzech. Zapisałem większość na kartce, żeby niczego nie zapomnieć. Ksiądz po spowiedzi powiedział: - Spal to. Tego już nie ma. 3 lutego 1993 roku przyjąłem chrzest i pierwszą komunię św. Czułem się jak nowo narodzone, niewinne dziecko.

Nigdy nie wierzyłem, że w jednym momencie może się zmienić całe życie. A ja w jeden dzień zostałem uzdrowiony z alkoholizmu, lekomanii i narkomanii. Stałem się nowym człowiekiem. Zacząłem pomagać bezdomnym, alkoholikom i biednym.
Powrót do celi

Pół roku po chrzcie przyjąłem bierzmowanie. Pielgrzymowałem. Raz widziałem, jak kobieta wstała z wózka inwalidzkiego i przeszła 7 metrów bez niczyjej pomocy. Dookoła pełno ludzi wielbiących Boga, a tu między nami taki cud!

Wróciłem do zakładu karnego, żeby odbyć resztę kary. Założyłem ze współwięźniami Bractwo Modlitwy i Trzeźwości "Arka". W krótkim czasie bractwa zaczęły powstawać w innych więzieniach.

W 1996 roku, na 4 lata przed końcem wyroku, za swą działalność zostałem ułaskawiony. Zacząłem odwiedzać więzienia, szkoły, kluby AA, opowiadając swoją historię.

Otrzymałem błogosławieństwo od Jana Pawła II, a także uznanie Światowego
Bractwa Więziennego.

Dar tworzenia

Zacząłem pisać wiersze, malować obrazy. Jeździłem po różnych zakładach, opowiadałem o sobie. Czułem, że to nie wystarczy. Pewnego dnia modliłem się do Boga, aby uzdolnił mnie tak, bym mógł dawać świadectwo w jeszcze inny sposób.

W grudniu, gdy przygotowywaliśmy się do Bożego Narodzenia, popatrzyłem na szopkę, ale wszystko w niej było takie smutne, mało kolorowe. Wziąłem widokówkę i namalowałem plakatówkami jeszcze jedną szopkę. Aż sam byłem zdziwiony, że coś takiego mi wyszło. Wieczorem przyszli do mnie koledzy z klubu AA z życzeniami. Jedna z kobiet podeszła do mnie i powiedziała: Przyniosłam, nie wiem po co, ale masz. Patrzę, a tu pędzle i farby.

Wziąłem farby olejne, terpentynę i zacząłem malować na płótnie obrazy są o tematyce sakralnej. Po roku miałem już pokaźną kolekcję. Pewnego dnia odwiedziła mnie malarka z Krakowa. Popatrzyła na moje obrazy i zdziwiła się: - To ty jeszcze nie miałeś wystawy?

Pierwsza wystawa

Malarka skontaktowała mnie z księdzem Olafem, który zna się na sztuce. On pierwszy zorganizował mi wystawę w Domu Rybaka w Świnoujściu. Zaprosiłem na nią tych, których skrzywdziłem. Nikt mi nie wierzył, że się zmieniłem. Siedem lat czekałem na to, żeby rodzina i znajomi przekonali się do mojej przemiany. Niestety, to długa praca. Trzeba odbudować zaufanie. Nie jest łatwo otrzymać przebaczenie.

Po pierwszej wystawie zaczęły się kolejne. Także w Austrii i Kanadzie. Zacząłem rozdawać swoje obrazy, a nawet sprzedawać. Wszystko co mam, inwestuję w sztukę i w wyjazdy na spotkania. Czasem nie mam za co kupić jedzenia, ale nie przejmuję się. Staram się teraz więcej być, niż mieć.

W 1997 roku wydałem książkę "Wiara i Życie nie tylko w obrazach". Dziesięć lat później ukazała się moja książka "Surrealizm sakralny, czyli ewangelizacja przez sztukę". Jestem ogromnie szczęśliwy, gdy mogę dzielić się swoją twórczością z innymi.

Ze Świnoujścia do Rzeszowa

Ponad rok temu znalazłem się w Rzeszowie. Aleksander Zacios, prezes Rzeszowskiego Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta, poprosił mnie w Wigilię 2007 roku, żebym poprowadził dom dla osób, które potrzebują pomocy. Zgodziłem się.

Wiara nadała mojemu życiu sens. Pojednałem się z rodziną i z osobami, które skrzywdziłem. Teraz nie chcę zmarnować ani dnia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24