Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Józef Skrzek: robię swoje, jestem wolny

Rozmawiał Jaromir Kwiatkowski
Józef Skrzek wystąpił we wtorek w kościele w Boguchwale w ramach V Ogólnopolskiego Pleneru Malarskiego Boguchwała 2009. Zagrał na organach i syntezatorach. Na program refleksyjnego, wręcz modlitewnego koncertu złożyły się m.in. utwory z jego solowej płyty "Maria z Magdali”. Przypomniał też "klasyki” SBB: "Freedom” i "Z miłości jestem”.
Józef Skrzek wystąpił we wtorek w kościele w Boguchwale w ramach V Ogólnopolskiego Pleneru Malarskiego Boguchwała 2009. Zagrał na organach i syntezatorach. Na program refleksyjnego, wręcz modlitewnego koncertu złożyły się m.in. utwory z jego solowej płyty "Maria z Magdali”. Przypomniał też "klasyki” SBB: "Freedom” i "Z miłości jestem”. FOT. KRZYSZTOF KAPICA
Rozmowa z Józefem Skrzekiem, multiinstrumentalistą, liderem legendarnej grupy SBB.

- Czy występ w kościele to zupełnie coś innego niż na scenie?

- Na pewno jest to wielki zaszczyt. Występuję w kościołach od początku lat 80. Było to takie moje przeobrażenie: z dużej sceny rockowej do kościołów. Zasiadłem za instrumenty syntezatorowe, bo to mój styl, ale również za organy kościelne, m.in. w kościele Świętego Krzyża, na Jasnej Górze, w Piekarach Śląskich. Nie zmieniła się moja fascynacja brzmieniem, ale zacząłem zauważać, że miejsce, w którym gram, jest uduchowione. Dojrzewałem do tego, miałem wielką tremę np. przed koncertem w Piekarach, gdzie spotykają się chłopy z różnych stron Śląska i całej Polski. Ale przede wszystkim zawsze modliłem się.

- Czy trzeba być człowiekiem bardzo wierzącym, by dobrze zagrać w kościele?

- Oczywiście. To bardzo zasadnicza sprawa. Jeśli czujesz, to wiesz. Jestem z rodziny bardzo wierzącej i sam jestem bardzo wierzący. To mnie trzyma, to jest moja podstawa wszelkich przeobrażeń. Miałem styl życia trochę kawalerski, ale nagle stałem się Józefem, który stoi na czele rodziny. Pomogła mi w tym świadomość wiary.

- Pierwszym pana profesjonalnym zespołem był Breakout, gdzie grał pan przez niespełna rok. Był to rok 1970. Jak się panu grało z Tadeuszem Nalepą, który nie należał do najłatwiejszych ludzi? Ale pan też chyba nie, skoro odszedł pan z zespołu po kłótni z perkusistą Józefem Hajdaszem podczas oglądania transmisji z meczu piłkarskiego.

- Eee, ludzie zawsze sobie coś dodadzą. To nie miało wpływu na decyzję o odejściu. Odszedłem, bo chciałem założyć własny zespół. A z Nalepą grało mi się bardzo dobrze. Tadeusz był bardzo przyjazny, walczył o mnie. Na granie zawodowe zdecydowałem się dopiero w wieku 22 lat, po śmierci ojca. Przerwałem wtedy studia na Akademii Muzycznej w Katowicach. W Breakoutach miałem duże pole do popisu. Ale byłem fighterem, który chciał grać swoje.

- W 1971 r., razem z gitarzystą Antymosem Apostolisem i perkusistą Jerzym Piotrowskim, założyliście SBB. Ale zanim grupa wypłynęła na szerokie wody, zaprosił was do współpracy Czesław Niemen. Tak ambitnego rocka jak wy z Niemenem nie grał w Polsce nikt.

- Ćwiczyliśmy z Apostolisem i Jurkiem cały rok. Czesław najpierw zaprosił tylko mnie do supergrupy, którą organizował z nastawieniem, że będzie nagrywał dla wytwórni CBS. Byli w tym składzie Tomasz Jaśkiewicz, Czesław Bartkowski. Zaproponowałem Cześkowi, ze mam zespół, z którym ćwiczyłem wcześniej. Gdy usłyszał, jak brzmią Apostolis i Jurek, jakie to jest żywiołowe, to ich także wziął.

- Razem przyszliście, razem odeszliście. Dlaczego?

- Byłem zdecydowany, by iść dalej. Zwłaszcza, że pojawiły się zakulisowe zagrywki, które powodowali różni menedżerowie, ludzie z branży. To mi przestało odpowiadać, tym bardziej, że czułem, iż jestem niezły. Miałem propozycje ze świata, a tu niektórzy ludzie z branży mnie negowali, mówili, że za dużo się rzucam. Powiedziałem: "Czesiek, jesteś moim kolegą, jest fajnie, ale nie będę znosił jakichś zaczepek". Ludzie z branży traktowali nas, jakbyśmy byli jakimś supportem dla Cześka. No i zaczął się cyrk. Rozmawiałem z nim szczerze, ale od pewnego momentu nabrał wody w usta, a oni dalej mnie szarpali. Powiedziałem: "to ja dziękuję". Czesiek zaczął na mnie nadawać w prasie, ja na niego. W końcu poszedłem do jego domu i powiedziałem: "nie dajmy się tym, którzy chcą nas skłócić". W końcu jednak odszedłem. Powiedziałem Antymosowi i Jurkowi, że jak chcą, to mogą zostać. Ale oni chcieli odejść razem ze mną. Pewnie mogliśmy jeszcze grać razem z Cześkiem, ale już wtedy SBB zaczęło być coraz bardziej znane.

- Pierwsza płyta SBB z 1974 roku to był kolejny szok. Znowu: nikt tak w Polsce nie grał i do dziś nie gra. Przebiliście się na Zachód, ale głównie do RFN, Austrii, Szwajcarii.

- Graliśmy w całej Europie, także w Roskilde, na największym festiwalu rockowym, dla pół miliona ludzi. Grałem akurat w swoje urodziny, tuż obok Boba Marleya, który złożył mi życzenia. Zdobyliśmy Grand Prix na festiwalu w Knokke. Graliśmy z Santaną, z Mahavishnu Orchestra. Pruliśmy do przodu. Mieliśmy bardzo dobry kontrakt z niemiecką firmą Aries z Getyngi. Oni nas bardzo mocno lansowali. Byliśmy bardzo wysoko notowani. Dziennikarze z Berlina Zachodniego mówili, że SBB to najlepsze trio od czasu Cream i The Jimi Hendrix Experience. Mieliśmy wielkie szanse. Kiedy mieliśmy już przedostać się do USA, czyli na rynek światowy, zaczęły się różne przypadki: najpierw jeden z kolegów zachorował, później drugi, mieliśmy kilkumiesięczną przerwę. Nie wytrzymaliśmy. Apostolis, gdy zaczynał, miał 15 lat, a to przecież potężna eksploatacja. A jeszcze chcieliśmy grać dla swoich ludzi z Europy wschodniej.

- W 1980 r. poczuliście się zmęczeni i zespół przestał istnieć. W latach 90. było kilka okazjonalnych reaktywacji.

- To były raczej takie sentymentalne spotkania.

- Zeszliście się na stałe, choć już bez Piotrowskiego, dopiero w nowym tysiącleciu.

- SBB miało praktycznie dwie dekady pracy: lata 70. i nowy wiek.
- Czy da się porównać obecne SBB z tamtym legendarnym z lat 70.?

- Na pewno. Gramy w dalszym ciągu z dużym wigorem, stylistycznie zachowujemy fason, jesteśmy wierni naszym fanom. Graliśmy na festiwalu Baja Prog w Meksyku z grupą Marillion. Amerykanie, Meksykanie, Japończycy są wielkimi fanami naszej muzyki. Gdybyśmy teraz trafili na dobrych agentów, to kto wie, może jeszcze moglibyśmy "podskoczyć" (śmiech).

- Czego życzę.

- Dziękuję. Mamy dobry skład. Przez pierwsze kilka lat nowego wieku grał z nami Paul Wertico, bębniarz na wielkim poziomie, który współpracował z Patem Methenym. Jankes z Chicago, który zauroczył się naszym stylem. Teraz trzecim członkiem grupy jest Gabor Nemeth, który grał m.in. w słynnej węgierskiej grupie Skorpio. To facet, który nie tylko ma znane nazwisko, ale jeszcze potrafi grać.

- Koncertujecie, choć nie tak często, regularnie nagrywacie nowe płyty. Poza tym ukazuje się wiele waszych archiwalnych nagrań, zwłaszcza z koncertów w RFN w ostatnim okresie istnienia "pierwszego" SBB.

- Różni wydawcy są tym zainteresowani. Mówią, że fani to lubią. Tak więc my nagrywamy nowe płyty, a oni oprócz nowych wydają nasze starsze nagrania. Jakieś zakurzone taśmy, które gdzieś tam sobie leżały. Proszę bardzo, jestem na to otwarty. Zrobiła się z tego całkiem niezła seria.

- Kto przychodzi na wasze koncerty? Ludzie w średnim wieku, którzy dorastali wraz z waszą muzyką, czy także młodzi?

- Naszą muzykę zaczynają odkrywać także ludzie młodzi i bardzo się z tego powodu cieszę. Podczas festiwalu na Polach Marsowych patrzę, a przed sceną stoją chłopaki z Budki Suflera: bębniarz i basista. Powiedzieli, że muzyka SBB to był dla nich przełom, choć przecież oni sami też sporo w muzyce "nabroili". To miłe, gdy podchodzą i tak szczerze się wypowiadają. A obok stoi Bastek Riedel i mówi: "Józek, zagraj ze mną". No i gram. Są to różne pokolenia, ale ich reakcja jest tak samo sympatyczna.

- Gdy pana obserwuję, mam wrażenie, jakby walczyły w panu dwie natury: pierwsza to energetyczny Skrzek, który bierze do ręki gitarę basową. Druga to Skrzek refleksyjny, za klawiszami.

- Czy dziś w kościele grałem wyłącznie miękko? Koncert miał różnorodną dynamikę. Na moich solowych prezentacjach jestem tym samym Józefem, tylko jest inna instrumentacja. Te koncerty są bardzo ekspresyjne. Kiedy w latach 80. zacząłem stosować syntezatory w kościołach, usłyszał to Klaus Schulze i powiedział: "Hey, man, you will be a rich". Odpowiedziałem: "Klaus, ja nie będę taki bogaty, bo w Polsce jest bieda". On na to: "to wyjedź". Ja mu mówię: "To się tak łatwo mówi. Ty w Polsce tylko grasz, a ja tu żyję". "To nie możesz wyjechać?". "Przecież wyjeżdżam".

- Wyjeżdżam i wracam.

- Tak. Ja jestem Ślązak, mieszkam na ojcowiźnie, w domu, który budowali jeszcze moi pradziadowie. To skromny domeczek w Michałkowicach, dzielnicy Siemianowic Śląskich. Córki śpiewają, tańczą, jeżdżą na koniach, malują, zajmują się teatrem. Są swoiste, niezależne, w pobliżu sztuki. Nie kopiują.

- W jednym z wywiadów powiedział pan "gram wolność". Co to znaczy?

- Żeby być w sztuce prawdziwym, trzeba mieć wolność. Moje obcowanie z góralami dało mi swobodę, przestrzeń, dodatkowy oddech. Nie zasklepiam się w klaustrofobii showbiznesu, która powoduje, że jesteś marionetką i działasz na pociągnięcie sznurka. Ja robię swoje. Jestem wolnym człowiekiem.

- Tych marionetek za chwilę na scenie nie będzie.

- To ich sprawa. W tej chwili jest moda na komercję. Ktoś rządzi tym całym showbiznesem i jak się temu nie poddajesz, jesteś wolny, to musisz być bardzo silny, musisz mieć bardzo mocną osobowość, bo inaczej oni zaraz cię "poukładają". W latach 70., już po rozstaniu z Czesławem, miałem rozmowę z tym samym dyrektorem CBS, który powiedział: "fajnie gracie, ale będziecie grali disco, bo teraz to jest modne i zarobicie duże pieniądze". Powiedziałem mu: "a czemu nie możemy zarobić dużych pieniędzy na naszej muzyce?". "A bo, wiesz, my teraz robimy wszystko w kierunku muzyki disco, a wy jesteście na to świetnym materiałem". Odpowiedziałem: "nie, robimy swoje i albo nas lansujesz, albo jedziemy na Jazz Jamboree". I pojechaliśmy na Jazz Jamboree.

- I dobrze, bo grając muzykę disco nie dotrwalibyście do lat 80., nie mówiąc o nowym wieku. Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24