Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak Jaśliska wypadły w filmie "Wino truskawkowe"

Ewa Gorczyca, Tomasz Jefimow
Franek Farbaniec nie odmówił "jednego głębszego” z czeskim aktorem, Jirkiem Machackiem.
Franek Farbaniec nie odmówił "jednego głębszego” z czeskim aktorem, Jirkiem Machackiem. Fot. Tomasz Jefimow
8 maja do polskich kin wszedł nakręcony pod Duklą film "Wino truskawkowe". My byliśmy na premierze, która odbyła się w Jaśliskach.

Gdy tylko zaczęli kręcić pierwsze zdjęcia, producentka Iza Wójcik powiedziała do ekipy: premiera musi być tutaj, w Jaśliskach.

- Nie wyobrażaliśmy sobie tego, że miejscowi, którzy zagrali w tym filmie, nie będą mogli zobaczyć go jako pierwsi.

Sobotni wieczór. Rynek w Jaśliskach wypełniają rzędy ławek i krzeseł. Ekipa montuje rusztowanie, rozciąga płótno wielkiego ekranu. Schodzą się widzowie. Filmowcy przywieźli do Jaślisk świeżutką kopię "Wina truskawkowego". - Prosto spod igły - śmieje się Iza.

Projekcja będzie pod gołym niebem. Bo kina w Jaśliskach nie ma.

Jest ten świat Stasiuka

Plac z ratuszem to ostatni ślad dawnej świetności grodu, lokowanego w XIV wieku przy trakcie polsko-węgierskim przez Kazimierza Wielkiego. 75 lat temu Jaśliska straciły prawa miejskie. 33 lata temu przestały być siedzibą gminy. Ale teraz Jaśliska mają swoje pięć minut. A raczej 109 minut. Tyle trwa "Wino truskawkowe". Dariusz Jabłoński (producent i reżyser, twórca słynnego Fotoamatora, asystent Kieślowskiego, m.in. przy "Dekalogu") na miejsce akcji filmu, opartego na "Opowieściach Galicyjskich" Andrzeja Stasiuka wybrał właśnie wieś pod Duklą.

- Jak się czyta książkę Stasiuka w Warszawie, reakcja jest taka: ale powymyślał, ma chłop niesamowitą wyobraźnię - mówi reżyser. - A potem przyjeżdża się tutaj i widzi: są te krzyże, te doliny, są ci ludzie. Jest ten świat.

Jabłoński przyznaje, że Stasiuk zaczarował go tym miejscem. Dzięki niemu Żłobiska z "Opowieści Galicyjskich" odnalazł w Jaśliskach. - Pokazywał mi - tu stało dwieście chałup, a te krzyże, to po tych chałupach zostały.

Wspomina, jak przyjechali na dokumentację. - Jędrek nie był pewien, czy dobrze wybrali, bo wcześniej tylko przejeżdżał przez rynek autobusem. Ale ja czułem, że to jest właściwe miejsce. Mówię do niego: opisałeś wszystko tak precyzyjnie, a ja ci udowodnię, że to wszystko tu jest.

- Zeszliśmy całe Jaśliska, szukając domu, który miał "zagrać" w filmie - wspomina Iza Wójcik. Przemoknięci, bo zimno i padał mokry śnieg. Przekonywała reżysera: dalej już nie ma po co iść, to koniec wsi. On się upierał: Stasiuk napisał, że dom Lewandowskiego jest tuż za wsią.

- Poszedłem dalej i ten dom tam był! - mówi Jabłoński. Murowany, opuszczony, w środku pokryte kurzem i pajęczynami meble, rozwalające się łóżko, stare zegary. Nie trzeba było scenografa…

Franek, główna gwiazda

Ale jest pieron z tego Stuhra, taką maszynę opanował – dziwił się Adam Kozłowski, właściciel „mazurka”.
Ale jest pieron z tego Stuhra, taką maszynę opanował – dziwił się Adam Kozłowski, właściciel „mazurka”.

Sobotni wieczór. Projekcja jest pod gołym niebem. Bo kina w Jaśliskach nie ma. (fot. Fot. Tomasz Jefimow)Rynek powoli zapełnia się ludźmi. Wszyscy przyszli zobaczyć, jak Jaśliska wypadły w filmie. Jabłoński i reszta ekipy od razu poznają "swoich". Jest Franek Farbaniec (ten od trójkołowca, którym jeździł Marek Litewka czyli Zalatywój), Stanisław Lorenc (od pszczół, czardaszy i organów kościelnych), Adam Kozłowski (od ciągnika, którym Maciek Sthur o mało nie staranował knajpy).

Jabłoński mówi, że bohaterów filmu nie musiał sobie wyobrażać. Przyjechał do Jaślisk, zaczął gadać z miejscowymi. I nagle okazało się, że w tym tłumie ludzi, którzy go otaczali, są idealne pierwowzory bohaterów książki Stasiuka.

- Wszystko, co wydawało się wymyślone, okazywało się, że jest stąd - dziwi się reżyser.

Opowiada, że bardzo długo kombinowali z ubraniem dla Zalatywója, jednego z głównych bohaterów. Nawet specjalną gumkę mu wymyślili przy nogawkach od spodni. I wtedy przyjechał Franek na swoim trójkołowym motorku. Motorek wyglądał wypisz, wymaluj, jak opisany przez Stasiuka pojazd Zalatywója. A Franek - dokładnie tak samo jak Marek Litewka, grający tę postać. Nawet nogawki miał tak samo podpięte.

- W związku z tym, jak Marek w jakiejś scenie nie mógł grać w drugim planie, to braliśmy Franka - śmieje się Jabłoński.

Farbaniec mówi przekornie, że filmu oglądać nie będzie. - No bo po co, jak ja to wszystko już przeżyłem?

Za to nie odmówi "jednego głębszego" z Jirkiem Machackiem, głównym bohaterem filmu. Ledwie się zobaczyli, uściskali wylewnie, każdy wyciągnął z kieszeni swoją "ćwiartkę".

- Ciągle słyszę, że jestem główną gwiazdą tego filmu, ale to nie jest prawda - zarzeka się znakomity czeski aktor. - Bo główną gwiazdą tego filmu jest Franek, kierowca trójkołowca.

Zobacz, to ja!

Ekipa nie może się nachwalić statystów. - Grali siebie i robili to genialnie - mówi reżyser.

Na filmową restaurację "Galicja" zaadaptowano szkołę w Jaśliskach. - Wybraliśmy grupę statystów, wpuściliśmy ich do środka. A oni po prostu usiedli, jakby wczoraj wyszli z tej knajpy. Znaleźli swoje miejsca. "Ja siedzę tu, ty siedzisz tu" - opowiada Jabłoński. I dodaje - To oni nas uczyli. To my ich pytaliśmy: "jak wchodzisz? Jak opierasz się o bar? Jak bierzesz piwo?

Miejscowi bardzo szybko zorientowali się, na czym polega dubel. - Mówiłem stop, a oni od razu się dyscyplinowali: "siadaj, będziemy powtarzać". I robili dokładnie to samo - chwali Jabłoński.

Filmowców z Warszawy zaskoczyło, że tutejsi ludzie są tacy "nieskażeni". Że tak bezpośrednio się wchodziło się z nimi w relacje. I tak poważnie traktowali to, co robili.

- W stolicy takich statystów nie ma - podkreślają. - To nie było tak, że oni przyszli zagrać za 50, 60 złotych, tylko tworzyli rzeczywistość na maksa - zachwyca się reżyser.

Na ekranie przewijają się znajome pejzaże i twarze. Kiedy akcja przenosi się do "Galicji", ktoś z widzów nie wytrzymuje.

- Zobacz, to ja, to ja! - niesie się okrzyk gdzieś z tylnych rzędów. - A to Mietek, patrzcie, jaki zadowolony - wtórują sąsiedzi.

Adam Kozłowski najbardziej ciekawy był sceny, w których zagrał jego "mazurek". Ciągnik Mazur D50. - Rok produkcji 1952, ale ciągle sprawny - zaznacza dumny właściciel.

Pieron z tego Stuhra

[obrazek4] Ale jest pieron z tego Stuhra, taką maszynę opanował - dziwił się Adam Kozłowski, właściciel "mazurka".Janek (Maciej Stuhr) w przypływie miłosnej emocji do Lubicy, wjeżdża po schodach pod same drzwi "Galicji", gdzie tańczy piękna Słowaczka, w której kocha się pół miasteczka.

Kozłowski najpierw uczył kaskadera, potem trenował Maćka.

- Ale jest pieron z tego Stuhra, taką maszynę opanował - kręci głową z podziwem. - Na ostatni schodek wyjeżdżał. Ja wołam, Maciek, sprzęgło, bo drzwi rozwalisz i do gospody wjedziesz! I wyhamował, udało mu się!

Ciągnik musiał być dokładnie taki, jak filmowcy chcieli. - Szukali po okolicy, Bieszczady zjeździli i dopiero u mnie znaleźli - opowiada Kozłowski. - Stał koło domu w Moszczańcu, na chodzie, ale zardzewiały, że Matko Boska. A reżyser przykazał: broń Boże malować.

Dwa lata minęły, a Kozłowski "mazurka: dalej nie odmalował. - Może jeszcze jeden film kręcić będą?

O maszynę dba. - Bo ja operator jestem - podkreśla. - Oram "mazurkiem", talerzuję, w lecie drzewo wożę. Dziś na przykład odpaliłem i jadę na pole. Nie sprzedam go nikomu.

- Szkoda, żem se z Maćkiem zdjęcia nie pyknął - żałuje Kozłowski. - Została mi po nim tylko czapka, co w niej jeździł.

To Jaśliska zmieniły nas

Muzykę do "Wina truskawkowego" napisał znakomity polski kompozytor, Michał Lorenc. Ale też Lorenc z Jaślisk (Stanisław) miał swój udział. - Czardasze na skrzypcach moje, na organach w kościele też moje - wylicza.

Sceny kręcone w kościele w Jaśliskach wspomina z nostalgią aktor Marian Dziędziel. - Tu ludzie od serca śpiewają, inaczej, niż w mieście. Piękne to było - wzdycha.

Reżyser Jabłoński obserwował mieszkańców Jaślisk, rozmawiał z nimi, notował jak się ubierają. Aktorzy chodzili po domach, żeby nasycić się tym, jacy są tu ludzie. Żeby potem, w filmie, wtopić się w środowisko.

W środowisku filmowców furorę zrobiła złota myśl Stanisława Lorenca. Pszczoły z jego pasieki zagrały w ważnej scenie rozmowy Radziwiłowicza z Grabką (czyli księdza z policjantem), krążąc nad popielniczką.

- Kiedy Stanisław przyniósł nam te pszczoły, zapytałem go, jak to robi, że go nie żądlą. A on na to - trza myśleć. Często to cytujemy w Warszawie - uśmiecha się Jabłoński.

Marian Dziędziel do Jaślisk wrócił po zdjęciach. Był z rodziną w Bieszczadach. Korciło go, żeby pokazać miejsce, w którym spędził tyle dni. - Wjechałem na rynek. Pusto, tylko jedna furmanka przejechała. Stały bywalec sklepu wsiadał na rower. Jak zawsze miał problemy z rozpoczęciem jazdy. I z tą swoją starą torbą, mocno dzwoniącą towarem, zjeżdżał z góry na dół…

Dariusz Jabłoński też starał się zaglądać do Jaślisk. Niepostrzeżenie, żeby nikt nie widział. - Na początku balem się, że nasza obecność zakłóci życie mieszkańców Jaślisk. A to Jaśliska zmieniły nas.

I zastanawia się, czy nie pociągnąć historii Stasiuka. - Może nakręcę tu serial?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24