Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

27-latek z Zagórza popełnił samobójstwo na internetowym wideoczacie

Dorota Mękarska
Marcin Milczanowski (z lewej) i Marcin (Pińciu) razem jeździli po całej Polsce na koncerty. Zawsze bawili się świetnie. - Nic nie wskazywało na to, że Pińciu odbierze sobie życie i to jeszcze w taki sposób - mówi przyjaciel zmarłego.
Marcin Milczanowski (z lewej) i Marcin (Pińciu) razem jeździli po całej Polsce na koncerty. Zawsze bawili się świetnie. - Nic nie wskazywało na to, że Pińciu odbierze sobie życie i to jeszcze w taki sposób - mówi przyjaciel zmarłego. Fot. Archiwum
"Czy ktoś chce zobaczyć, jak się wieszam?" zapytał na internetowym czacie 27-letni Marcin, ksywa "Pińciu", z Zagórza na Podkarpaciu. Zaraz potem popełnił samobójstwo.

Jego ostatnie chwile transmitowała internetowa kamera.

To szokujące wydarzenie miało miejsce około pierwszej w nocy z niedzieli na poniedziałek na popularnej Czaterii portalu Interia.pl.

Przerażona internautka z okolic Rzeszowa, która widziała tę tragedię "na żywo" natychmiast zawiadomiła policję.

- Tak szybko, jak tylko to było możliwe, ustaliliśmy adres desperata i tam pojechaliśmy. Niestety, na ratunek było za późno - mówi Jerzy Górecki z sanockiej policji.

Dlaczego to zrobił?

Komentujący to tragiczne zdarzenie na forach internetowych prześcigają się w domysłach co mogło pchnąć 27-latka do samobójstwa "na żywo".

- Dzięki temu, że świadkami byli inni internauci, czuł, że nie jest sam gdy odchodzi z tego świata - przekonują jedni.

- Chciał zaistnieć. Odejść z hukiem - uważają drudzy.

Psychologowie, z którymi rozmawialiśmy nie potrafili wskazać stuprocentowego powodu, dla którego młody człowiek zdecydował się upublicznić swoją śmierć.

- Może miał nadzieję, że ktoś zdąży zapobiec tragedii? To jednak tylko przypuszczenia, spekulacje, bo każde samobójstwo to indywidualna i złożona sprawa - mówią.

Nie wykluczają jednak, że wpływ na spektakularne rozstanie się z życiem mogło mieć to, że z dnia na dzień ubywa tematów tabu. W programach reality show wielokrotnie przekroczono granice ludzkiej intymności, prywatności. Coraz mniej jest barier do złamania, bo coraz mniej nas szokuje. Dotyczy to także śmierci.

Był wesoły, lubił się bawić

162 osoby odebrało sobie życie w 2008 r. na Podkarpaciu. Wśród ofiar było 135 mężczyzn i 27 kobiet.

27-letni Marcin, był znany w kręgu muzyków i fanów muzyki alternatywnej i punkowej. Miał ksywkę "Pińciu".

- Znałem go od kilkunastu lat. Był to niepozorny człowiek, ale bardzo towarzyski. Jeździliśmy na koncerty po całej Polsce. Ostatnio byliśmy na koncercie w ramach finału WOŚP w Suwałkach i na sobotnim koncercie w Sanoku. Zachowywał się tak jak zwykle. Piwko z nami pił, rozmawiał, śmiał się. Nic nie zapowiadało tej tragedii - mówi Marcin Milczanowski, lider zespołu "No właśnie" z Sanoka.

Dlaczego to zrobił?

- Nie wiem. Nie rozumiem, co przez to chciał osiągnąć. Może chciał w ten sposób zaistnieć - zastanawia się Marcin Milczanowski.

- A może to co innego. Ostatnio miał duże problemy ze zdrowiem. Trafiał często do szpitala. Doszukiwać się można wszystkiego, ale pewnie nigdy nie poznamy prawdy - dodaje muzyk z "No właśnie".

Zapowiadał co zrobi?

- 26 stycznia wszczęliśmy w tej sprawie śledztwo. Jest, więc jeszcze za wcześnie, by cokolwiek mówić. Zarządziliśmy sekcję zwłok. Komputer został zabezpieczony - informuje Wiesław Klaczak, prokurator rejonowy w Sanoku.

Mimo, że "Pińciu" był postrzegany jako osoba wesoła, potrafiąca się bawić i cieszyć życiem, w głębi duszy przeżywał jakiś dramat. Niewykluczone, że 27-latek, choć nie wprost, dawał sygnały, że przeżywa jakiś dramat.

Zwiastunem przeżywanego przez młodego człowieka dramatu był komentarz do własnego profilu na naszej-klasie. Brzmi on: "Żegnajcie koledzy. P…cie się wrogowie". Również w informacji o sobie Marcin dał wyraz nurtującym go problemom. Napisał tam: "Mam ADHD..., kocham życie, życie jest trudne, POMOCY!!".

Słowo "pomocy" mężczyzna napisał jeszcze dwukrotnie, podając przy tym swój numer gadu - gadu.

- Choć na naszej-klasie miał ponad 600 znajomych, nikt tego nie zauważył. Dopiero teraz ludzie zwrócili na to uwagę - mówi Marcin Milczanowski.

Nie można bagatelizować gdy młody człowiek mówi, że się zabije. Pisze pożegnalne zdania w internecie.

Niestety, jak pokazują badania, ludzie ze sobą nie rozmawiają. Sprawdzili to Amerykanie.

Wyniki ich badań są szokujące: przeciętna rodzina w USA w ciągu tygodnia rozmawia ze sobą średnio przez 17 minut. Nie przesadzę, jeśli powiem, że w Polsce jest podobnie.

Nie mogliśmy temu zapobiec

Samobójstwo "Pińcia" na żywo to pierwszy na Czaterii tak drastyczny przypadek.

Jak informuje Agnieszka Kliber, rzeczniczka prasowa Interia SA, na czacie na portalu funkcjonuje kilkaset tzw. pokoi tematycznych, w tym prywatne, w których użytkownicy mogą prowadzić rozmowy. Równocześnie na czacie może przebywać aż kilkanaście tysięcy osób.

Pieczę na treściami zamieszczanymi na portalu posiadają administratorzy i moderatorzy, ale nie mają oni możliwości monitorowania wszystkiego.

- Oczywiście podejmujemy błyskawiczne interwencje, w przypadku, gdy ktoś zgłosi nam nadużycie, ale w nocy z 26 na 27 stycznia nie dostaliśmy informacji, która mogłaby zainicjować działanie prewencyjne. W pierwszej kolejności zawsze zawiadamiamy policję - podkreśla pani rzecznik.

Portal ściśle współpracuje z policją i organizacjami zwalczającymi pedofilię. Dlatego też prowadzone są zapisy rozmów, które mogą być związane z tymi przestępstwami. Nie prowadzi się natomiast ewidencji zapisów z wideoczatu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24