Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czarna wołga znów straszy

Norbert Ziętal
Kiedyś była czarna wołga. Legenda przetrwała do naszych czasów. Zmienił się tylko model samochodu.
Kiedyś była czarna wołga. Legenda przetrwała do naszych czasów. Zmienił się tylko model samochodu. Archiwum
Ktoś wycina ludziom narządy! - ta sensacyjna informacja krąży po całej Polsce.

Na rzeszowskim osiedlu Baranówka, kilka dni temu znaleziono ciało młodej dziewczyny. Bez głowy. W Solinie znajdywane są ciała ludzi z wyprutymi wnętrznościami. Dlaczego wszyscy o tym wiedzą, tylko nie... policja?

Niedzielne popołudnie. Odpoczywamy po leśnej wędrówce za grzybami. Zjeżdża się cała rodzina. Na stole ponad sto borowików. Rodzina podziwia.

- To dobrze, że we dwójkę byliście w tym lesie. Teraz strach chodzić pojedynczo w takie miejsca? - zagaduje kuzynka.

- Dlaczego? Przecież nie zachodziliśmy w niedźwiedzie terytoria? - dziwię się.

- No a nie słyszałeś, co się stało na Solinie? - pyta kuzyn. Nieco zaskoczony, że ja, dziennikarz, nic nie wiem o sensacji, którą żyje tyle osób.

Mafia wycina nerki i serca

Czego nie wiem? Ano tego, że w Solinie znalezione zostały ludzkie ciała z rozprutymi brzuchami. Nie miały narządów - nerek, śledziony, wątroby. Podobno nawet serc.

- Chyba nie było to jedno ciało, lecz kilka. Na pewno były rozcięte poziomo, tuż nad pępkiem - kuzyn demonstruje na sobie, sposób unieszkodliwienia ofiary.

- Widziałeś? - pytam.

- Nie. Kolega widział w telewizji. Wszyscy o tym gadają - kuzyn przegląda sobotnie gazety. Może już coś napisali?

Pozostała rodzina jest wyraźnie poruszona informacją. Jedno dziecko dopiero co wróciło z kolonii, inne ma niebawem jechać na obóz. Dlatego się boją.

- Może to jakiś szaleniec? - zagaduje ciocia.

- A skąd. Taki to by od razu zabił. A jakby był jakiś szurnięty, to by ciało zmasakrował. A tu precyzyjne cięcia - opowiada kuzyn.

Kuzynka podchwytuje jego myśl i rozwija.

- To są zorganizowane grupy. Całe mafie. Przecież bez sensu byłoby wyciąć komuś nerki i wrzucić do reklamówki. Od razu podjeżdża samochód, zamrażarka z ciekłym azotem. Szybko do szpitala, a tam już czeka pacjent, który płaci ciężkie pieniądze za nowe nerki. Wszystko jest perfekcyjnie zorganizowane - wyjaśnia obrazowo.

- Skąd wiesz? Też o tym mówili w telewizji?

- No nie, ale jak inaczej by to robili - odpiera atak kuzynka.

Policja nic nie wie

Tak oto, podczas prezentacji grzybowego trofeum, narodziła się miejska legenda (z ang. urban legend). Mało tego, na poczekaniu została zmutowana, czyli w języku fachowców "dokonała się replikacja memów". Ktoś usłyszał jakąś historię. Przekazując dalej, o pewnych jej szczegółach zapomniał. Dodał za to inne, wysnute z własnej analizy.

Podkarpacka policja nic nie wie o zmasakrowanych ciałach na Solinie. Uspokaja, że nic takiego nie miało miejsca.

Podobnie jak dolnośląska policja nie wie o fałszywej karetce jeżdżącej po Wrocławiu i okolicach i wyłapującej ludzi na organy. A przecież prawie każdy widział tę karetkę.

Z kolei wielkopolska policja odbiera sygnały o ludzkich zwłokach porzuconych w lesie. Cecha wspólna? Brak narządów. Ale śledczy, oczywiście, o niczym nie słyszeli.

A może policja jest w zmowie? Wszystko możliwe.

Teraz czarne bmw

Współczesne miejskie legendy to nic innego, jak dawne legendy ludowe. Pomimo rozwoju cywilizacji, ludzka psychika wydaje się być taka sama. Podobnie z wyobraźnią. Ludzie od zawsze uwielbiali plotkować i wymyślać niestworzone rzeczy.

W Polsce Ludowej najsłynniejszą urban legend była ta o czarnej wołdze. Jeździła po mieście z dziwną ekipą. Wyłapywała zdrowych ludzi, od których pobierano narządy. Przeszczepiano je partyjnym dygnitarzom, aby mogli dłużej żyć i cieszyć się zdrowiem. Informacja ta o tyle miała coś wspólnego z prawdą, że rzeczywiście w tych czasach po miastach krążyły czarne wołgi. Ale w nich najczęściej jeździli czerwoni bonzowie albo esbecja, w poszukiwaniu ludzi, którym się komuna nie podobała.

O dziwo. Ta legenda przetrwała do obecnych czasów. Zmienił się tylko model samochodu. Już nie wołga, lecz bmw. Już nie czerwoni mafiosi, lecz tacy zwykli, biznesowi. Kolor pozostał niezmienny. No bo jak inaczej wybrać się na pobór narządów, niż czarnym autem. Najlepiej jeszcze z przyciemnianymi szybami.

Stonka niczym amerykańska flaga

Legendą, aczkolwiek raczej nie miejską, była słynna stonka ziemniaczana. Amerykanie mieli ją zrzucać z samolotów na polskie pola. Dowód: skrzydełka stonek mają paski podobne do tych z amerykańskiej flagi.

Ta legenda jest nietypowa. Bo nie wymyślona przez lud, jak to zwykle, lecz przez aparat partyjny, który musiał na kogoś zwalić winę za ziemniaczaną zarazę.

Przed II wojną św. po Nowym Jorku rozeszła się informacja o małych, białych krokodylach. Jakiś znudzony hodowca miał je spuścić z ubikacji do sieci kanalizacyjnej. Krokodyle przeżyły, a nawet urosły. Przystosowały się do życia w kanałach. Pożerają ludzi.

Inne amerykańskie urban legend mówią o nadal żyjącym Elvisie Presleyu, zahibernowanym Walcie Disneyu, nieżyjącym Paulu McCartneyu, moczu w napojach McDonaldsa. Do klasyki przeszły spotkania z Yeti, Yowie albo potwór z Loch Ness. Na legendach o potworach wiele zapomnianych miasteczek zbudowało własne atrakcje historyczne.

Na fajnej legendzie można zarobić

Polacy nie są gorsi w wymyślaniu miejskich legend. Kilka lat temu rozeszła się informacja o rakotwórczości gumy Turbo. Guma błyskawicznie zniknęła ze sklepów. Potem się pojawiła na nowo, ale nikt juz nie chciał jej kupować.

Inna mówi o poniemieckim metrze we Wrocławiu. W rzeczywistości Niemcy zdążyli przeprowadzić jedynie kilka próbnych odwiertów.

Pod Pałacem Kultury ma być rzekomo tajna kolejka podziemna dla partyjnych dygnitarzy. Ta plotka przetrwała bardzo długo, a nawet stała się ważnym wątkiem współczesnego serialu kryminalnego "Ekstradycja" z Markiem Kondratem w roli głównej.

Na legendzie istniejącej tylko w literaturze postaci Dobrego Wojaka Szwejka niektóre podkarpackie samorządy chcą zrobić turystyczne interesy. I dorabiają legendę do legendy. Nawet w książce Haszka Józef Szwejk nie miał tylu przygód w Przemyślu, co w opowiadaniach przemyślan. Wiadomo gdzie lubił chodzić na piwo, gdzie przesiadywał, którymi uliczkami się szwędał. Tymczasem w książce nie ma o tym ani słowa.

Kobieta bez głowy

Po otrząśnięciu z horroru solińskiego dostaję SMS-a od Ewy, koleżanki z Rzeszowa. Jest na urlopie gdzieś daleko, ale dowiedziała się, że właśnie w Rzeszowie, na os. Baranówka, znaleziono zwłoki kobiety. Nie miała głowy. Ktoś ja odciął kobiecie z chirurgiczną precyzją.

- Skąd o tym wiesz? - wstukuję na klawiaturze telefonu.

Okazuje się, że najpierw dowiedziała się o tym ciotka Ewy z Wrocławia. Sensacyjna widomość przekazała siostrze, która mieszka nad morzem. Ta chwyciła za telefon i wykręciła do Ewy, bo myślała, że Ewa jest w Rzeszowie i zna więcej szczegółów.
A policja znowu nic nie wie...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24