W ciągu kilku lat z Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Rzeszowie ubyło kilkunastu świetnych lekarzy. Powód? Fatalna współpraca z dyrektorem. Co zrobić, żeby szpitalem łatwiej się rządziło?
- Pozbyć się lub zmusić do zwolnienia znakomitych lekarzy oraz likwidować kolejne oddziały - oto recepta dyrektora Barnarda Waśki. W dodatku ma on poparcie zarządu województwa.
- Taki sposób zarządzania prowadzi nie do rozwoju, lecz do degradacji szpitala! - oburzają się lekarze.
Jerzy Bobek, Krzysztof Szuber, Janusz Witalis... To tylko niektórzy z wybitnych specjalistów, którzy odeszli. Nie pracuje już sporo radiologów. Z oddziału wewnętrznego zostały szczątki. Praktycznie nikt nie został też z dawnej okulistyki.
- Jeżeli ze szpitala odchodzi tylu wybitnych specjalistów, oznacza to tylko jedno. Musi tu być konflikt - mówi pracownica Małgorzata C. - Skoro Waśko jest tak konfliktową osobą, to czy nie należałoby go w końcu usunąć? Traci przecież szpital. Tu nie jest ważna maszyna czy komputer, ale kadra. To ona jest najcenniejsza.
Na dyskryminację
Jerzy Bobek przepracował w szpitalu 16 lat. Od 1986 r. do maja 2002 r., przez ostatnie 10 lat był zastępcą ordynatora oddziału neurologii. Przez ostatnie lata funkcjonował jednak w nienormalnych warunkach. Mimo że wygrał konkurs na ordynatora, nie został zatrudniony na tym stanowisku. Miał angaż zastępcy. Ale z zakresem czynności ordynatora.
- Obowiązki miałem dodatkowe, natomiast stanowisko pozostało niezmienione - irytuje się Bobek. - Z jednej strony Waśko publicznie mnie krytykował, że się nie nadaję do prowadzenia oddziału, a z drugiej przydzielił mi obowiązki ordynatora. Skoro ktoś się nie nadaje do tej roboty, to mu się nie powierza takich obowiązków. Chciał mi obrzydzić pracę, żebym w końcu odszedł.
Sprawa skończyła się w sądzie. Prokuratura postawiła Waśce 6 zarzutów. M.in. bezpodstawne i bezprawne karanie oraz zwalnianie z pracy, niewydanie właściwego świadectwa pracy, niepowołanie na stanowisko ordynatora pomimo wygrania konkursu, publiczne zniesławianie i pomawianie, a także nieudzielenie zaległego urlopu. Wszystkie zarzuty znalazły potwierdzenie w prawomocnych wyrokach sądów cywilnych, łącznie z Sądem Najwyższym. Ten ostatni stwierdził stosowanie przez dyr. Waśkę dyskryminacji i mobbingu.
W sumie wraz z odsetkami Bobek dostał 88 tys. zł odszkodowania. Pieniądze zostały wypłacone ze szpitalnej kasy. Sprawa jednak nie jest jeszcze zakończona. W tym miesiącu znów pojawi się na wokandzie.
Na wypowiedzenie
To nie jedyny lekarz, który domaga się sprawiedliwości w sądzie. Od pół roku Waśko tłumaczy się w sprawie Huberta Kuźniara, byłego lekarza z oddziału urologii. Kuźniar dostał wypowiedzenie z pracy w listopadzie 2007 r., gdy umowę miał do końca 2014 r.
- Została rozwiązana bez podania przyczyny. Nie zgadzam się z tym, dlatego sprawa trafiła do sądu - tłumaczy Kuźniar.
Na nieprzedłużenie umowy
Jak jeszcze można się pozbyć wybitnego lekarza? Po prostu nie przedłużyć mu umowy. Tak było w przypadku Janusza Witalisa. Był przez 11 lat ordynatorem oddziału neonatologii. 30 czerwca wygasła mu umowa i musiał odejść.
- Sądzę, że nie została przedłużona na skutek mojej postawy w czasie strajku - przypuszcza Witalis. - Nie zgodziłem się na ewakuację noworodków. Dla mnie pozostawienie pacjenta bez lekarza jest niemożliwe.
A jak wyglądała współpraca z dyrektorem?
- Większość decyzji dotyczących mojego oddziału zapadała poza mną. Dowiadywałem się jedynie o faktach - mówi Witalis.
Na niedoinformowanie
To nie jedyny przypadek. Dr. Krzysztof Szuber, jako ordynator oddziału otorynolaryngologii, nigdy nie miał pełnej informacji, jak jego oddział stoi finansowo.
- Doprowadzało mnie to do szału - przyznaje Szuber. - Normalna praktyka w części szpitali jest taka, że raz w miesiącu ordynator oddziału dostaje na biurko bilans poprzedniego miesiąca. Pełny, precyzyjny. Karty powinno wykładać się na stół. Tego, niestety, nie było u dyr. Waśki.
Szuber przepracował w WSS 28 lat. Dyrektorowi podziękował w 2006 r. Przez ostatnie 6 lat był ordynatorem.
- Ja tu przeżyłem kilku dyrektorów - mówi. - Ale to, co się stało na niekorzyść za czasów dyr. Waśki, to złe stosunki międzyludzkie. Szczególnie między dyrekcją a lekarzami. Zapanowały obyczaje, które były obce większości ludzi, którzy tu pracowali. Każdy, kto ośmielał się myśleć, mieć swoje zdanie, i nie daj Boże, głosić je publicznie, stawał się wrogiem.
Ogromną stratą dla szpitala było odejście dr. hab. Andrzeja Pluty. Był ordynatorem wewnętrznego i hematologii. Przez 7 lat, do 2004 r. Powód odejścia był taki, jak innych lekarzy: zbyt wiele nieporozumień, by normalnie pracować.
Zdaniem dyrektora
Co na to Barnard Waśko?
- Rotacja kadrowa jest zjawiskiem normalnym - tłumaczy. - Zwłaszcza w ostatnich czasach, gdy ludzie znacznie łatwiej zmieniają pracę. W ostatnim roku szpitalowi udało się nawiązać współpracę z wieloma wybitnymi specjalistami z różnych dziedzin. Gdyby nie odeszli z innej pracy, nie byłoby to możliwe.
Odpowiedź lekarzy jest natychmiastowa:
- Zawsze w szpitalach były ruchy kadrowe. Ale seria odejść z tego szpitala jest zbyt duża. Wybitnych fachowców lekką ręką się pozbywa, a przecież dobre zespoły ludzkie buduje się latami.
Zdaniem władzy i lekarzy
Stanowiska lekarzy nie podziela zarząd województwa.
- Mamy pełne zaufanie do dyrektora Waśki - deklaruje Kazimierz Ziobro, wicemarszałek województwa. - Wysoko oceniamy go jako menadżera. W ostatnim czasie, pomimo niezwykle skomplikowanej sytuacji w służbie zdrowia, udało mu się ściągnąć wysokiej klasy specjalistów.
Ta opinia nie dziwi lekarzy.
- Po tak długim czasie bycia dyrektorem, po opcjach politycznych, jakie w tym czasie były i zawirowaniach politycznych, można dojść do wniosku, że Waśko jest bardzo wygodny dla władzy. I to bardzo wygodny, bo trzyma za mordę lekarzy, trzyma finanse szpitala w garści. To, że jednemu czy drugiemu złamał życie, kogo to obchodzi! - oburzają się.
Zauważają też, że ten styl kierowania szpitalem rozprzestrzenia na inne placówki. Ten sposób kierowania, który stosuje Waśko szczególnie w postępowaniu z lekarzami, przejmują inni. Powoli staje się to normą.
- Dyrekcja szpitala powinna współpracować z lekarzami, szczególnie z ordynatorami - przekonują lekarze. - Nie powinna z nimi walczyć i udowadniać stale, czy ktoś się nadaje do tej pracy, czy nie. Dyrekcja jest po to, by pomagać ordynatorowi, a nie walczyć z nim - mówią lekarze.
Kolejny oddział do odstrzału
Opuszczanie szpitala przez znakomitych specjalistów to nie jedyny rezultat pracy Waśki. Ma w planie likwidację kolejnego oddziału. Po ortopedii padło na neurologię. Dyrektor dąży do przeniesienia jej do szpitala MSWiA już od 1 stycznia. Razem z rehabilitacją.
Likwidacja podstawowych oddziałów też jest chwalona przez zarząd województwa.
- Samorząd województwa przyjął strategię rozwoju specjalistycznych działów świadczeń medycznych - neonatologii, ginekologii i położnictwa, neurologii oraz ratownictwa medycznego - tłumaczy wicemarszałek Ziobro. - Analiza wykazała, że wymiana świadczeń pomiędzy szpitalami zapewni opiekę medyczną na znacznie wyższym poziomie.
Menadżer od redukcji i destrukcji
- Skoro szpital wojewódzki z nazwy jest specjalistyczny, to powinien mieć wszystkie oddziały. A tutaj chcą robić jakieś sztuczne twory. Przecież pacjenci wędrują z jednego oddziału do drugiego. Likwidacja oddziałów w szpitalu wojewódzkim to patologia - twierdzi Jerzy Bobek.
- Prawdziwym menadżerem nie jest ten, kto likwiduje oddziały i pozbywa się znakomitych specjalistów - podpowiadają zarządowi województwa lekarze. - Prawdziwym menadżerem jest ten, kto potrafi utrzymać oddziały i rozmawiać z lekarzami dotąd, aż dojdzie z nimi do porozumienia.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?