Najbardziej lubi piątki, bo wtedy żona Grażyna gotuje ruskie pierogi. W wolnych chwilach biega, często z Robertem Korzeniowskim, z którym jest zaprzyjaźniony.
- Robert idzie, a ja biegnę. Z tym że on szybciej chodzi, niż ja biegam - śmieje się Mirosław Karapyta, nowy wojewoda podkarpacki.
- Wiemy, wiemy, że został wojewodą. Nasz Mirek zdolny, wykształcony da sobie radę w tym województwie, a może i nam pomoże - mówią mieszkańcy Nowej Grobli, wsi, w której Karapyta wybudował dom i mieszka razem z żoną i trójką dzieci.
Nowa Grobla to kilkanaście domów, jeden sklep, szkoła, dom dziecka, kościół, remiza, poczta. Droga asfaltowa, ale bez poboczy. Najbliżej z tej wsi jest do Oleszyc, trochę dalej do Lubaczowa.
Razem od 25 lat
Karapytowie mieszkają w domu nauczyciela, nieopodal szkoły. Żona wojewody jest dyrektorem szkoły.
- Żonę poznałem ponad 25 lat temu - opowiada Mirosław Karapyta. - To była bardzo dziwna historia. Grażyna była przez jakiś czas w Kanadzie, gdzie poznała znajomego mojego taty. Ten znajomy dał jej dla niego list. Po powrocie do kraju przyszła do nas do domu w Jarosławiu i tak się poznaliśmy. Pobraliśmy się na studiach. To już prawie 25 lat jak jesteśmy razem.
Karapytowie mają trójkę dzieci: Karolina ma 24 lata, mieszka w Kanadzie, Witek - 20 lat, studiuje w Rzeszowie, a najmłodszy 9-letni Piotrek chodzi do podstawówki.
- Czasami śmiejemy się, że Piotrek jest urodzonym kościelnym, bo pomaga księdzu, otwiera kościół, przygotowuje do mszy - mówi Mirosław Karapyta.
Wszyscy ich tu znają
W wolnych chwilach goni do swojego domu w Nowej Grobli, gdzie wreszcie może zdjąć garnitur i rozpiąć koszulę. (fot. Fot. Krzysztof Łokaj)We wsi wszyscy ich znają.
- To porządni ludzie - zapewnia pani Krystyna, mieszkanka wsi. - Pana Mirka to my rzadko widujemy. On więcej poza domem, bo to przecież polityk.
Pani Krystyna cieszy się, że mieszkaniec jej wsi został wojewodą.
- Może coś zrobi dla nas - mówi z zadumą. - Przydałaby się jakaś świetlica, czy klub, bo młodzi ludzie wieczorami nie mają co robić. Stoją na przystanku, palą papierosy i nudzą się. Ale ja nie wiem, czy wojewoda może takie rzeczy załatwić.
Pod jedynym we wsi sklepem spotykamy grupę mężczyzn.
- Karapyta - porządny gość, czasem nawet piwo postawi - mówią. - Z każdym zagada, rękę poda. Teraz jak został najważniejszą osobą w województwie, to może i u nas coś się zmieni.
- Złego słowa na niego nie powiem - dorzuca pan Zygmunt, rencista. - Jak by tak jeszcze załatwił, żeby autobusów ze wsi było więcej, bo teraz to tylko dwa są, to by dobrze było.
- I budkę telefoniczną - dodaje pani Krystyna - Bo była, ale ze dwa miesiące temu nie wiedzieć czemu ją zabrali,.
Dzieciństwo na podwórku
Mirosław Karapyta urodził się i wychował w Jarosławiu.
- Mieszkałem w blokach na osiedlu kolejowym - opowiada. - Wychowałem się na podwórku. Mieszkał tam też Robert Korzeniowski, stąd nasza wieloletnia przyjaźń. Do dziadków często też przyjeżdżał Jurek Paszkowski, późniejszy fotoreporter Nowin. Pamiętam, jak kiedyś graliśmy w piłkę podwórku i któryś ze starszych chłopaków wybił szybę w oknie mieszkania pani Orłowskiej. Ci starsi uciekli, a pani Orłowska zaczęła na mnie i Jurka krzyczeć, że zrobi nam zdjęcie i do Nowin wyśle - śmieje się pan Mirosław.
Przyjaźń z Robertem Korzeniowskim, zapoczątkowana na osiedlowym podwórku, trwa do dzisiaj.
- Robert często mnie odwiedza - mówi wojewoda. - Tu, wokoło są lasy, więc ja biegam, a on chodzi. Tylko że ja wolniej biegam, niż on chodzi.
Malarstwo - moja pasja
[obrazek4] Z rodziną na wakacjach na Mazurach. (fot. Archiwum)Mirosław Karapyta po szkole średniej studiował na wydziale pedagogiki i psychologii Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie.
- Uczyłem się też - o czym mało kto wie - w Instytucie Sztuk Pięknych Wydziału Pedagogiki i Psychologii UMCS - dodaje wojewoda. - Zajmowałem się malarstwem. Miałem nawet kilka wystaw indywidualnych. Moje obrazy są między innymi w muzeum w Lubaczowie. Ale odkąd zajmuję się polityką, przestałem malować.
Karapytowie mają dwuletniego opla vectrę combi. Bardzo lubią podróże. Odwiedzają przyjaciół w Belgii, we Francji.
- W ostatnie wakacje przejechaliśmy pół Europy, zrobiliśmy ponad 4 tysiące kilometrów, byliśmy w Belgii, we Francji, gdzie mieszka moja siostra. To była bardzo udana rodzinna wycieczka.
Jestem łasuchem
Wojewoda najchętniej odpoczywa w domu, w swojej wsi, u boku żony i dzieci.
- Na razie codziennie dojeżdżam. Ale chyba wynajmę jakieś lokum, ale do domu będę wpadał, jak najczęściej. A już na pewno w piątki, bo to mój ulubiony dzień - śmieje się pan wojewoda. - Żona robi w piątki ruskie pierogi. Palce lizać! Grażyna gotuje znakomicie, co widać po mnie. Nie umiem się oprzeć jej wypiekom. Takie domowe ciasto to jest coś fantastycznego.
W ubiegłym roku Karapytowie rozpoczęli budowę domu w pobliskiej Czerniawce, rodzinnej wsi pani Grażyny.
- Może w przyszłym roku uda się nam tam zamieszkać - marzy się Karapycie. - Tyle lat mieszkamy w domu nauczyciela. Przydałoby się w końcu coś swojego...
Oni tu chcą żyć
- Majątku za dużego to oni się tu nie dorobili - przyznaje jeden z mieszkańców wsi. - Mieszkają w trzech pokojach. Samochód owszem mają, ale inni mają lepsze. Teraz niedaleko stąd budują dom. Widać, tu chcą mieszkać i żyć, choć pewnie mogliby iść do miasta. Bo tu, widzi pani, życie ciężkie, pracy nie ma, wszędzie daleko. Taki wojewoda to pan, wiele może. A wybrał małą wieś pod Lubaczowem. Porządny chłop.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?