Opowiada m.in. o pucharowych pojedynkach z Hamburgiem, kulisach derbów ze Stalą Rzeszów, swoim konkurencie Janie Tomaszewskim i o tym, dlaczego z mistrzostw w 1978 r. przyjechali bez medalu.
W bramce stanął dlatego, że… nie chciało mu się biegać. Jego pierwszym trenerem był Kazimierz Drygalski. Gdy w 1965 roku trafił do pierwszej drużyny Stali, początkowo był rezerwowym. W sierpniu 1966 roku stalowcy grali drugoligowy mecz z Olimpią Poznań. Do przerwy Stal przegrywała 0-3. Wtedy trener wpuścił go na boisko. Mielczanie odrobili straty, wygrywając 4-3, a "Zyga", jak go nazywano, na długie lata pozostał w mieleckiej bramce. Na początku kariery zanotował też bramkarski epizod w drużynie piłkarzy ręcznych Stali.
Zygmunt Kukla. Urodzony 21 stycznia 1948 roku w Nysie. Ze Stalą Mielec dwa razy zdobył mistrzostwo Polski (1973, 1976). Zagrał w 340 ligowych meczach Stali. Pod tym względem jest klubowym rekordzistą. W reprezentacji Polski wystąpił 20 razy. W 1979 roku w plebiscycie "Tempa" uznano go najlepszym bramkarzem ligi. Boiskowe pseudonimy: "Zyga", "Zyguś".
Mieliśmy ekstra pakę
W latach 70. jedenastka z niewielkiego Mielca stała się potentatem w polskiej piłce. Grali w niej Lato, Kasperczak, Rześny, Szarmach, Domarski.
- Ten zespół był budowany bardzo konsekwentnie - ocenia Zygmunt Kukla. - W pierwszym roku po awansie do ekstraklasy zajęliśmy 10. miejsce, rok później - 5, a potem, w 1973 roku, wygraliśmy ligę. Ten wyczyn udało się skopiować w 1976 roku. Mieliśmy wtedy taką pakę, że z Legią Warszawa potrafiliśmy wygrać 6-0…
Mam na sumieniu człowieka
Sukcesy na krajowych boiskach stały się przepustką do gry w europejskich pucharach. Zygmunt Kukla, pytany o mecz swojego życia, odpowiada: - Wyjazdowa potyczka z HSV Hamburg w ćwierćfinale Pucharu UEFA. Obroniłem wtedy rzut karny. Po meczu mówiono, że mam człowieka na sumieniu. Ponoć po obronie tego karnego jeden z widzów doznał zawału…
Remis 1-1 w pierwszym meczu dawał nadzieję na wyeliminowanie HSV. Niestety, w rewanżu to gracze z Hamburga cieszyli się z wygranej 1-0 i to oni awansowali do półfinału.
- Zawaliłem tę bramkę - przyznaje Kukla. - Wyszedłem do dośrodkowania, ale nie sięgnąłem piłki i ta praktycznie spadła Niemcowi na głowę. Błąd popełniłem chyba nie tylko ja, ale też trener Edmund Zientara. Ustawił nas zbyt ofensywnie. Przekonywał, że grając z Hamburgiem, nie można się bronić. Nie skończyło się to jednak najlepiej.
Mało efektowny, ale efektywny
Od pierwszych występów w lidze Kukla zbierał doskonałe recenzje w prasie. Wprawdzie nie grał zbyt efektownie, nie raczył kibiców widowiskowymi robinsonadami, wszyscy jednak chwalili go za solidność i za to, że z reguły nie popełnia błędów. Mimo to drzwi do reprezentacji długi czas były przed nim zamknięte. Dopiero, gdy w 1976 roku ster kadry przejął Jacek Gmoch, otrzymał powołanie. Wraz z reprezentacją pojechał na mistrzostwa świata w Argentynie.
Zagrał tam w dwóch meczach: z Peru i Brazylią. Porażka 1-3 z Brazylijczykami przekreśliła nadzieje na medal. Polskę sklasyfikowano na miejscach 5-8. Większość fachowców w kraju uznała to za porażkę. Zdaniem Kukli, mistrzostwa zakończyły się mimo wszystko sukcesem Polaków. Zgadza się jednak z tym, że biało-czerwoni mogli i powinni na tym turnieju osiągnąć więcej. Twierdzi, że na przeszkodzie stanął brak dobrej atmosfery w drużynie.
Byłbym numerem 1
- Gdy w kadrze nastał Jacek Gmoch, planował radykalnie odmłodzić reprezentację - opowiada. - Dał szansę Bońkowi, Nawałce, Iwanowi, Wójcickiemu. Przed mistrzostwami prasa zaczęła jednak domagać się powrotu starych wyjadaczy. Gmoch uległ tym sugestiom i wziął na mundial Tomaszewskiego, Lubańskiego, Gorgonia, Szymanowskiego. Oni rządzili w drużynie i rozbijali ją. Targowali się o pieniądze, zdzierali z koszulek znaczki "Adidasa". Jeszcze w trakcie turnieju pojawiały się różne dziwne głosy, że po co się starać, że może lepiej wracajmy już do domu. A przecież taki np. Tomaszewski bronił na tych mistrzostwach tylko dlatego, że przed mundialem złamałem nogę. W przeciwnym razie to ja byłbym numerem 1.
Czy był skonfliktowany z Janem Tomaszewskim?
- W gruncie rzeczy "Tomek" to bardzo fajny chłopak - odpowiada popularny "Zyga". - Ale nie podoba mi się to, że dzisiaj kreuje się na jedynego uczciwego w polskim futbolu. W czasie swojej kariery uczestniczył na pewno w niejednym sprzedanym meczu.
Jak Stal Rzeszów spadła z I ligi
- Skoro mowa o pozaboiskowych operacjach, pamiętam nasz pojedynek ze Stalą w Rzeszowie, w końcówce sezonu 1971/1972 - kontynuuje Kukla. - Nasi przeciwnicy walczyli o utrzymanie w ekstraklasie i bardzo im zależało na zwycięstwie. Parę dni przed meczem przyjechali jacyś sekretarze z Rzeszowa. "Wicie, rozumicie, Rzeszów to stolica województwa, trzeba ich wspomóc, żeby się utrzymali. W nagrodę dostaniecie 40 tysięcy złotych". Nasi działacze na to: "Wystarczy 10 tysiączków, ale ponieważ w drużynie jest piętnastu zawodników, nasza propozycja brzmi… 150 tysięcy". Zbulwersowani naszą "bezczelnością" emisariusze z Rzeszowa odrzucili tę ofertę.
Przyjeżdżamy, więc do Rzeszowa i gramy najlepiej, jak potrafimy. Po pierwszej połowie było 1-0 dla nas. W przerwie w naszej szatni znów pojawili się wysłannicy gospodarzy. Tym razem zaoferowali… 250 tysięcy, czyli więcej nawet, niż wcześniej oczekiwaliśmy. W drużynie nie było jednomyślności, jak się zachować. Przeważyła jednak opinia, że nie będziemy się podkładać. Po zmianie stron swoją drugą bramkę strzelił Grzesiek Lato i rzeszowianie po latach gry w ekstraklasie spadli do II ligi.
Czasem lubiłem wypić
Ostatni raz w barwach Stali wystąpił we wrześniu 1980 roku. Od Jacka Gmocha, który trenował grecki Apollon Ateny, dostał telefon - przyjeżdżaj! Zawsze uchodził za jednego z ulubieńców Gmocha.
- Chyba rzeczywiście miałem u niego wysokie notowania - przyznaje. - Jest to dziwne, dlatego że on przecież nie tolerował alkoholu, a ja od czasu do czasu lubiłem…
Po trzech sezonach gry w Grecji wrócił do Mielca. Stal występowała w II lidze. Działacze namawiali go, żeby pomógł drużynie powrócić do ekstraklasy; powiedział: dość. Poszedł do pracy w mieleckiej WSK.
- Nie widziałem się w roli trenera - wyjaśnia. - To ciężki kawałek chleba. Trzeba mieć jakąś wiedzę pedagogiczną. Lepsi ode mnie piłkarze, jak Boniek czy Lato, połamali sobie zęby na trenerce.
Byliśmy paczką przyjaciół
Zygmunt Kukla z sentymentem wspomina dawną drużynę Stali.
- To była ekipa świetnych piłkarzy, a jednocześnie paczka przyjaciół. Wielu z nas mieszkało tuż obok stadionu. Trener Zientara żartował, że wystarczy przyjść pod stadion, krzyknąć: "Trening!" i po chwili drużyna jest już na zajęciach. Spotykaliśmy się nie tylko na meczach czy treningach, ale też w wolnym czasie. Atmosfera była naprawdę super.
W 1986 roku, podczas pracy w fabryce, miał ciężki wypadek. Groziła mu amputacja nogi. Chorował też w latach 90. W 1999 r. koledzy z drużyny zorganizowali mecz oldbojów Stali z drużyną "Orłów Górskiego", z którego dochód przeznaczono na jego leczenie. To wtedy trybuny mieleckiego stadionu po raz ostatni w swej historii wypełniły się do ostatniego miejsca.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Marcin Miller chudnie w zastraszającym tempie. Lider Boysów to teraz niezłe ciacho!
- Rutkowski grozi, że nagra piosenkę z Wiśniewskim! Będzie nowe Ich Troje?!
- Hanna Gucwińska nie doczekała się dzieci. Jej wyznanie wyciska łzy z oczu
- Ewa Gawryluk przysłoniła walory zaledwie siateczką. Dalibyście jej 56 lat? [ZDJĘCIA]