Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Hotel, panienki i duże pieniądze

Maciej Chłodnicki
O Piekiełku krążyły legendy. Klienci rzucali banknotami po sali i stawiali wszystkim wódkę. Można było oberwać, nadziać się na tajniaka i spędzić noc w areszcie.

Lata 70., 80. Na owe czasy "Rzeszów" był hotelem luksusowym. Ale nie narzekano na brak klientów. Pokoje trzeba było rezerwować dużo wcześniej. Było w hotelu miejsce, które szczególnie wabiło gości. Także okolicznych mieszkańców. Hotelowy klub nocny zwany Piekiełkiem przez kilkanaście lat pełnił rolę centrum życia towarzyskiego Rzeszowa. I rzeczywiście było w nim gorąco...

Jak to w piekiełku

Budowę hotelu rozpoczęto w 1966 r. Projekt zlecono Tadeuszowi Łobosowi, temu samemu, który zaprojektował hotel Katowice. Hotel Rzeszów miał być prawie identyczny. Oficjalnie otworzono go w 1972 r. na Wyścig Pokoju. Po wyścigu jednak został zamknięty, bo nie wszystko było wykończone. Po miesiącu otworzono go ponownie.

Bar nocny w hotelu był od samego początku. Nie miał jednak swojej nazwy. Skąd się zatem wzięła?

- Dwóch znanych dziennikarzy spędziło tu szaloną noc. Na drugi dzień mówili wszystkim, że przeżyli chwile jak w piekiełku. I tak to już zostało - wspomina Janusz Żuczek, wieloletni dyrektor hotelu.

Piekiełko było znane w mieście właściwie z dwóch powodów. Był tu jedyny, profesjonalny striptiz oraz dziewczyny niezbyt rygorystycznych obyczajów.
Szampan dla wszystkich gości!

- Nie przychodziła tu biedota, bo ceny były duże - opowiada były pracownik obsługi.

- Trafiali się za to goście z "gestem". Wręcz obnosili się z pieniędzmi. Potrafili stawiać szampana wszystkim gościom na sali. Zdarzało się, że rzucali banknotami lub przypalali nimi cygara.

Panienki kręciły się tu od zawsze. To było w Rzeszowie jedyne eleganckie miejsce, gdzie można było "upolować" gościa z kasą. Targu dobijało się w lokalu. Wtedy obydwie strony szły do hotelowego pokoju. W Piekiełku kręciła się elita rzeszowskich panienek, ale wpadały i przyjezdne.

- Przyjeżdżały z całej Polski "zawodowe" prostytutki i "amatorki" z małych miasteczek - opowiada Waldemar, wieloletni pracownik hotelu. - Te ostatnie "robiły" się u naszych fryzjerek i nabierały wyglądu.

Niektóre prowincjonalne dziewczyny były chore. Wynikały z tego poważne problemy, nie tylko zdrowotne.

- Pamiętam jak jedna z nich zaraziła wysoko postawionego urzędnika. Przez to rzuciła go żona - mówi pan Waldek.

Panienki były również przyczyną częstych bójek. Jeżeli jedna spodobała się dwóm mężczyznom, to panowie rozstrzygali sprawę na pięści.

Wódka tylko z zakąską

W latach 1994-96 hotel został gruntownie przebudowany. Pojawiło się kasyno. Kilkakrotnie zmieniał właścicieli. Pierwszym był Orbis, potem Budimex. Niedawno wykupił go Fundusz Inwestycyjny Copernicus z zamiarem budowy dużego centrum handlowo-kongresowego. Nowi inwestorzy uznali, że remont obiektu jest nieopłacalny.

Aleksander Walat przepracował kilkanaście lat jako kelner w Piekiełku i w hotelowej restauracji. Mówi, że jedzenie było na najwyższym poziomie.

- Były dania ze wszystkich kuchni - zachwala.

- Obsługa też musiała być nienaganna. Mieliśmy specjalne szkolenia, uczono nas języków obcych. Tylko przepisy były nieżyciowe. Wódkę można było kupić tylko z zakąską. Żaden przepis nie mówił jednak, co to jest zakąska. Klienci wybierali więc co było najtańszego, np. porcje chleba.

Wódka kosztowała trzy razy tyle co w sklepie, a za dobry koniak trzeba było zapłacić równowartość średniej miesięcznej pensji. Ale chętnych nie brakowało.

Lokal był ulubionym miejscem różnych kontroli. Jedna kontrola sprawdzała czy nie sprzedaje się za dużo alkoholu. Kolejna czy nie za mało. To mogło bowiem oznaczać, że handluje się alkoholem nielegalnie.

Zjedli i uciekali

Wtorek, 20 marca 2007 r. 2,5-tonowa kula uderzyła w ścianę hotelu. Gruz, który po nim pozostanie, posłuży za fundament pod nowe centrum. Czy zastąpi ono "Rzeszów"? Czy po latach też będzie wspominane z takim sentymentem?

Pan Waldek wspomina:

- Pewnego razu do restauracji przyszedł klient i zamówił kawę. Oczywiście w cenę był wliczony cukier. Facet wypił niesłodzoną, a od kelnerki zażądał, aby od ceny odliczyła wartość cukru. Doszło do awantury. Okazało się, że był facet był inspektorem kontroli. Kelnerka miała duże nieprzyjemności.

Zdarzało się, że klient zamówił danie, zjadł i się ulatniał. W takiej sytuacji rachunek musiał płacić kelner. Jeżeli miał pecha, to mógł stracić dużą część pensji.
A co z napiwkami?

- Czasami trafiały się duże, ale rzadko - mówi pan Waldek. - Były też takie sytuacje, że klient zostawiał napiwek na stole, a ktoś inny siedzący przy sąsiednim stoliku zabierał pieniądze.

Pod czujnym okiem agentów

Piekiełko było pod stałym nadzorem milicji i służby bezpieczeństwa. Spotykał się tu przecież też światek przestępczy. Zawsze jeden stolik zarezerwowany był dla agentów. Obsługa dobrze wiedziała, kto przy nim siedzi, ale klienci nie. Panowie ci głównie słuchali.

- Jeżeli chcieli kogoś "wyciągnąć", robili to dyskretnie - mówi były kelner. - Zwykle, kiedy ofiara wychodziła do toalety.

Pracownicy hotelu wspominają też sytuację, do której doszło w hotelowej restauracji. Kilka miesięcy przed stanem wojennym w hotelu było spotkanie milicjantów z całej Polski. Po oficjalnej imprezie panowie postanowili się zabawić. Doszło do szamotaniny i bójki. Obsługa wezwała milicję. Ci zaczęli ich legitymować. Okazało się, że wszyscy mieli legitymacje SB. Nasi milicjanci grzecznie ich przeprosili i wyszli.

Żurek, bigos i kasyno na ratunek

Stan wojenny ostudził atmosferę Piekiełka. Wprawdzie lokal był zamknięty tylko kilka dni, ale po otwarciu nie miał co zaoferować klientom.

Walat opowiada:

- Z zaopatrzeniem było coraz gorzej. A jak weszły kartki, to już nie było praktycznie nic. Tylko żurek i bigos. Oczywiście alkohole też były limitowane.

W roku 1993 w hotelu pojawiło się kasyno. To miała być namiastka światowego życia. Coś, co ściągnie nowych klientów i odbuduje wielkość hotelu.

- Przychodziło mnóstwo ludzi - opowiada Żuczek. - Niektórzy wcześniej jeździli do kasyna do Wiednia, teraz mieli je na miejscu.

Jedni tracili fortuny, inni wygrywali.

- Trzy osoby wygrały samochody. I to nie byle jakie - najnowsze modele BMW - mówi Żuczek.

Po dziesięciu latach kasyno straciło licencję. I to był początek końca hotelu. Wtedy to zegar zaczął odliczać czas, który mu jeszcze pozostał. I właśnie przestaje tykać...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24