Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marek Pikuła. "Ostatniego dnia jakby się z nami żegnał"

Beata Terczyńska
Marek Pikuła w kwietniu skończył 46 lat. Z ZSG związany był od 19 lat.
Marek Pikuła w kwietniu skończył 46 lat. Z ZSG związany był od 19 lat. Krzysztof Kapica
Nasza szkoła już nigdy nie będzie taka sama. Zostanie puste miejsce, którego nie da się wypełnić - wzruszają się uczniowie ZSG w Rzeszowie. - Czujemy taki żal w sercu, jakbyśmy stracili ojca - mówią nauczyciele i przyjaciele Marka Pikuły.

Poniedziałek. W "gastronomiku" uczniowie zdają egzaminy zawodowe. Dyrektor uśmiechnięty idzie korytarzem. Życzy uczniom powodzenia. Z niektórymi zamienia kilka miłych słów, jak zawsze ma w zwyczaju. Masz chłopaka? Wszystko w porządku? - lubił zagadywać z humorem, ale też szczerze zainteresowany problemami młodzieży.

Egzaminy trwają prawie do czwartej. Dla oddechu zaprasza kolegów na kawkę do gabinetu. Nietypowego, bo z trzema drzwiami: do sekretariatu, pokoju wicedyrektorów i na korytarz.

- Nie raz śmiałyśmy się, że trudno przewidzieć, którymi czmychnie nasz dyrektor "w szkołę", bo przecież roznosiła go energia i wszystko musiał doglądnąć - śmieją się nauczycielki.

Sam pije ulubioną zieloną herbatę. Przed czwartą wychodzi ze szkoły. Wsiada do hondy ciwic. Z 17-letnią córką Joasią jedzie do domu w Budziwoju, gdzie przeprowadził się zaledwie dwa lata temu z osiedla Nowe Miasto.

- W poniedziałek wiele osób mówiło, że spotkało się z dyrektorem, jakby chciał się z nimi wszystkimi pożegnać. Doszliśmy do wniosku, że przecież codziennie tak serdecznie się zachowywał - mówi Maria Szetela, kadrowa.

Znicze przed szkołą

Na prostym odcinku drogi samochód dyrektora zjeżdża nagle na prawe pobocze, wpada do rowu i uderza w betonowy przepust. Niestety, w wyniku odniesionych obrażeń Marek Pikuła umiera. Córka trafia do szpitala. Poobijana, ale bez poważniejszych obrażeń.

Snuto przypuszczenia, że przyczyną tragedii mogło być zasłabnięcie za kierownicą. Według nieoficjalnych informacji, sekcja zwłok wykluczyła zawał serca. Specjaliści sprawdzą, czy przyczyną wypadku nie była awaria techniczna auta i czy w odpowiednim czasie zadziałała poduszka powietrzna.

Wieść o tragedii lotem błyskawicy rozeszła w mieście, gdzie trudno szukać osoby, która choć z widzenia nie znałaby dyrektora. Uczniowie spontanicznie zaczęli przyjeżdżać do szkoły. Palili znicze. Nie tylko przy wejściu, gdzie zawisła klepsydra i czarny kir na flagach, ale także tam, gdzie dyrektor stawiał swoje auto, gdy codziennie już przed ósmą podjeżdżał pod budynek.

Uczniowie: szkoła będzie pusta

O tym, jak wielkim cieszył się szacunkiem uczniów, świadczą dziesiątki wpisów na nowinowym forum internetowym po informacji o tragedii.

- Wspaniały człowiek. Zawsze potrafił się dogadać z młodzieżą. Parę dni temu z nim rozmawiałam i śmiałam się, a teraz już go nie ma i nie będzie - napisała rozżalona uczennica.

A absolwentka: - Najlepszy dyrektor na świecie!!! Zawsze uśmiechnięty, wierzył mocno w młodzież, ich talenty i, że mogą dokonać wszystkiego, jeśli tylko w siebie uwierzą. Dla niego nie było "trudnej, czy złej młodzieży". Cudowny jako człowiek, z ogromnym poczuciem humoru... Świeć Panie nad jego duszą.

Inny uczeń dopisał:: Jest nam wszystkim bardzo przykro. Ta szkoła już nie będzie taka sama. Bez niego będzie pusta.

Zostaliśmy jak bez ojca

Łez i żalu nie kryją nauczyciele. Spotykają się z nami we wtorek, by wspominać kolegę. Anna Kozdraś, Elżbieta Gorczyca, wicedyrektorki oraz Irena Baran, pełniąca obowiązki dyrektora, w marynarki i bluzeczki mają wpięte czarne wstążeczki.

- Nasz dyrektor miał niesamowity dar zjednywania ludzi - mówią. - Bardzo dobrze zorganizowany, świetny menadżer. Bezpośredni, lubił rozmawiać z ludźmi, słuchał ich i ufał, co jest najcenniejsze. Stronił od plotek. Doceniał pracowitość i zdolności. Cieszył się z sukcesów uczniów i kolegów z pracy. Nawet z błahych. "Jak się cieszę, że kupiłeś sobie nowy samochód" - zauważał.

Co ciekawe, z jednej strony niezwykle energiczny, a z drugiej strony spokojny, opanowany. Tonował wszelkie spory i konflikty. Potrafił wszystkich zarazić dobrą energią. Poza pracą - dusza towarzystwa. Znany nie tylko z zamiłowania do dobrego jedzenia, ale i z dobrego głosu oraz umiejętności tanecznych, bo tańczył na studiach w Resovii Saltans.

- Kiedy byliśmy ostatnio we Lwowie (od red. dyrektor współpracował z wieloma szkołami o podobnym profilu, m.in. ze Słowacji, Ukrainy) poproszono nas, byśmy zaśpiewali coś po polsku. No to zaintonowaliśmy z Markiem na dwa głosy "Ukrainę". Zaskoczyliśmy naszych przyjaciół - z uśmiechem wspomina Marcin Purgacz, nauczyciel przedmiotów zawodowych.

- Jeszcze wczoraj siedzieliśmy tu przy stole. Rozmawialiśmy. Cieszył się, że pojedzie z żoną na wakacje na Sycylię, gdzie na obozie będzie też jego oczko w głowie - córcia. A dziś taka pustka. Po prostu zostaliśmy jak bez ojca. Nie mogę się otrząsnąć i uwierzyć - łzy płyną po policzku.

Jaką mam wspaniałą szkołę!

Marek Pikuła w kwietniu skończył 46 lat. Z ZSG związany był od 19 lat. Przyszedł tu zaraz po studiach technicznych w WSP w Rzeszowie. Dwa lata później został kierownikiem szkolenia praktycznego. W 2002 r. - objął funkcję wicedyrektora, a w 2009 dyrektora.

- Gdy odeszła Maria Kalinowska, nie mieliśmy cienia wątpliwości, że to właśnie Marek nadaje się na jej następcę - mówi Henryk Wolicki, pełnomocnik prezydenta ds. edukacji i przyjaciel zmarłego dyrektora.

Za jego kadencji powstał nowy, okazały budynek szkoły przy ul. Spytka Ligęzy.

- Chodź Piękna (tak miał w zwyczaju żartować), pokażę ci, jaką mam teraz najnowocześniejszą szkołę - wołał, gdy jako dziennikarka Nowin przyszłam zrobić materiał o nowym obiekcie. Z dumą biegał ze mną po korytarzach, od podziemi do ostatniego piętra. Najbardziej cieszyły go profesjonalnie urządzone pracownie, gdzie uczniowie zgłębiają tajniki gotowania.

- A tu będę siedział ja - śmiał się pokazując na imponujący gabinet z widokiem na Wisłok.
Do nowego gabinetu nie zdążył się przeprowadzić.

Skok między nogi

Znany był z poczucia humoru.

- Pamiętam, jak zorganizowaliśmy w szkole spotkanie z uczestnikami "Mam Talent" - wspomina Krystian Herba, nauczyciel wuefu w ZSG. - Przyszło kilkuset uczniów. Częścią spotkania był mój występ, podczas którego zeskoczyłem rowerem z podestu między... nogi dyrektora.

Dyrektor, który uczył przedmiotów hotelarskich, leżał na podłodze. Tylko się uśmiechał.

- W jednej z późniejszych rozmów wyznał, jak wielkie było to dla niego przeżycie i mimo szczerej sympatii i zaufania, jakim mnie darzy, z uśmiechem zasugerował, abym więcej z jego udziałem tego numeru nie powtarzał - mówi Krystian. - Zapamiętam Marka jako otwartego, fajnego, pełnego szacunku dla innych, pozytywnego, a przede wszystkim normalnego człowieka. Myśląc o nim bardziej przychodzi mi na myśl słowo przyjaciel, niż dyrektor. Będzie mi go bardzo brakować.

Z zimną krwią ugasił pożar

Małgorzata Froń, dziennikarka Nowin wspomina pierwsze spotkanie: - Poznaliśmy się w czasie, kiedy pracowałam w Gazecie Wyborczej, w dziale konsumenckim. Przyszedł z uczniami, którzy wygrali konkurs barmański. Spotkaliśmy się później w Galicji na pokazie ich umiejętności. Jeden z uczniów żonglował płonącymi butelkami, czy kieliszkami - opowiada. - W którymś momencie podrzucił za wysoko i zapaliła się zasłona. Marek jako jedyny zachował zimną krew. Chwycił wiaderko z wodą po szampanie i ugasił pożar. Podszedł potem do mnie na bok i zażartował, że tak się zdenerwował, że się musi napić. I tak przeszliśmy na "ty". Postawił mi kolorowego, pięknego drinka. Mam do dziś zdjęcie z tej imprezy. Potem nieraz przychodził do redakcji promować zdolnych uczniów.

Krystian dodaje, że po każdym sportowym sukcesie dostawał telefon lub SMS-a ze szczerymi gratulacjami: - Kiedy zwracałem się do niego z prośbą o pomoc, zawsze odpowiadał "nie ma problemu".

Najlepszy z najlepszych

Henryk Wolicki mówi wprost: Marek był najlepszym z najlepszych dyrektorów: Nie było zresztą imprezy w ratuszu, której jego uczniowie doskonale by nie obsługiwali.

Wolicki opowiada: - Dzień przed pogrzebem spotkałem się na cmentarzu z jego czterema siostrami, żoną i mamą. Mocno wzruszyły mnie słowa żony: "Męża mi nikt nie przywróci, ale przeżyłam z nim 20 pięknych lat, jakie tylko kobieta może sobie wymarzyć w małżeństwie". A kiedy poszedłem do szkoły, uderzyła mnie niesamowita atmosfera. Tam czuć, jakby odszedł najlepszy ojciec rodziny. Jego śmierć to ogromna strata dla rzeszowskiej oświaty.

Zbigniew Bury, dyrektor rzeszowskiego wydziału edukacji w UM podkreśla, że Marek Pikuła świetnie kierował jedną z największych szkól w mieście. - Miał wiele sił i energii, pomysłów. Zabiegał u pracodawców, by uczniowie mieli gdzie odbywać praktyki. Prowadził mnóstwo atrakcyjnych kierunków. Nigdy nie narzekał na brak chętnych do nauki u siebie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24