Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Waldemar Fornalik: Za moich czasów kadra nie miała takiego wsparcia mediów. Czuliśmy się osaczeni

AIP24
- Zawsze ceniłem współpracę z Lewandowskim. Widzieliśmy jednak, że kiedyś był spięty. Za bardzo mu zależało, pojawiała się złość. A kiedy wpadła bramka, odblokował się - mówi Waldemar Fornalik.

Chorzów to Pana miejsce na ziemi? Jest to miejsce w którym spędziłem bardzo dużo czasu - i jako zawodnik, i jako trener. Niedługo to będzie 30 lat! W międzyczasie trochę krążyłem po Polsce, ale nigdy nie byłem tak daleko, aby do Chorzowa nie zajrzeć. No i teraz znów jestem w Ruchu.

Waldek King - to przecież o Panu… Miło mi. Z klubem z Cichej jestem bardzo związany, a więc czuję dużą odpowiedzialność za to, co tu się dzieje. Fajnie, że kibice to doceniają.

Nie ma drugiego trenera, który z zespołem z ograniczonym potencjałem potrafi osiągać tak dobre wyniki: drugie i trzecie miejsce w lidze, finał Pucharu Polski. Jaki jest Pana przepis na dobry Ruch? Nie jestem cudotwórcą. Podkładem tych sukcesów jest ciężka, systematyczna praca. I to nie tylko moja, ale całego sztabu, a także działaczy. W Ruchu istnieje pewien system, który wypracował doktor Jerzy Wielkoszyński [legendarny lekarz specjalizujący się w medycynie sportowej - przyp. red.]. To był prekursor. Klub podąża więc tą drogą, a ja z innymi trenerami zapewniamy jakość szkoleniową: selekcję, czyli dobór odpowiednich ludzi, trening, przygotowania. Chyba wychodzi nam to nieźle, szczególnie, że Chorzów to miasto bardzo wymagające. Nad klubem ciąży wspaniała przeszłość. Nie ma tu miejsca na bylejakość.

Do trzeciej w ligowej tabeli Cracovii Ruch traci w tej chwili sześć punktów. Planuje Pan włączenie się do walki o europejskie puchary? Teraz jest fajnie, ale przed nami jeszcze jedenaście kolejek. Przed sezonem mieliśmy wiele zmian. Odeszło pół drużyny, w cztery tygodnie musiałem zbudować nowy zespół. Gdyby wtedy ktoś wspomniał mi o europejskich pucharach, to bym nie uwierzył. Jestem realistą. Chciałem się utrzymać, a nie bujać w obłokach. Nawet dziś twierdzę, że awans do czołowej ósemki będzie dużym sukcesem.

Apetyt rośnie jednak w miarę jedzenia. Tak, ale pamiętam sezony 2009/10 i 2011/12, kiedy zajmowaliśmy w Ekstraklasie trzecie i drugie miejsce. Wówczas nie kalkulowaliśmy, nie planowaliśmy. Sukces wyklarował się sam.

Zimą wiele klubów zaszalało na rynku transferowym. Ruch ten okres przespał, bo tak widzę sprowadzenie Łukasza Hanzela i Łukasza Monety z Wigier Suwałki. Na zakupy zabrakło kasy czy pomysłu? Nasza konkurencja faktycznie się zbroi. Patrzę na te zakupy i dochodzę do wniosku, że choć można narzekać na Ekstraklasę, to te okienko imponuje. Kilka klubów dało czadu. Popatrzmy nawet na Piasta. Ściągają kolejnych reprezentantów. To nie przypadek, że gliwiczanie są liderem i będą walczyć o mistrzostwo. My też staramy się wzmacniać zespół, wciąż się o to upominam, ale nic na siłę.

Czyli kasa… Na rynku są oczywiście zawodnicy, którzy nas interesują, ale stawiają takie wymagania, że jakiekolwiek rozmowy są bez sensu. Jak nie wiadomo o co chodzi, to często chodzi właśnie o pieniądze. A my przepłacać nie chcemy.

Czy w Chorzowie w końcu płaci się na czas? Różnie to bywa, ale z tego co wiem zawodnicy, którzy kończą grę w Ruchu, rozliczani są na zero. A poślizgi zdarzają się wszędzie. Nawet w największych polskich klubach.

No właśnie. A nie chciałby Pan spróbować w tych największych klubach? Miałem konkretne propozycje z trzech drużyn. To było zaraz po zakończeniu mojej pracy z reprezentacją. Jedna oferta przyszła dosłownie dzień po, ale uznałem, że nie był to odpowiedni moment na podpisywanie umów. Inna pojawiła się pod koniec sezonu. Nie chciałem być jednak strażakiem. Teraz jestem w Ruchu i proszę uwierzyć, że daje mi to wiele satysfakcji.

Jaka jest ta nasza Ekstraklasa? Wymagająca przede wszystkim. Konkurencja jest naprawdę duża. Poziom idzie do góry - zespoły, które niedawny walczyły o utrzymanie, teraz rywalizują jak równy z równym z Legią. Tabela stanęła na głowie.

Piłkarze w Polsce grają za dużo? Nie twierdzę, że za dużo, ale za mało jest czasu na regenerację. Sumując granie, biegamy o miesiąc dłużej niż Bundesliga! Gdzie czas na urlopy? Kiedy się przygotować? Liczbę meczów mogę zaakceptować, ale dajmy ludziom odsapnąć.

Prezes Legii Bogusław Leśnodorski wyliczył mi ostatnio ile meczów gra rocznie klub, który występuje w europejskich pucharach. Dla Ruchu, który o pucharach na razie tylko marzy, obecna formuła ligi to również problem? Legia czy Lech, jeśli dobrze pamiętam, miały ostatnio więcej meczów niż Barcelona. Wcześniej przecież zaczynali eliminacje do Ligi Europy i Ligi Mistrzów. I dla nich to wielki problem. Czy nasze kluby są na to gotowe?

Leśnodorski twierdzi, że nie. I ja się z nim zgadzam. Nawet Chelsea ma z tym kłopot, a co tu dopiero mówić o zespołach z naszego kraju? Trzeba się nad tym zastanowić.

Jest Pan więc za powrotem do formuły ligi z szesnastoma zespołami, bez play-off i podziału punktów? Moim zdaniem optymalnym rozwiązaniem byłoby powiększenie rozgrywek do osiemnastu drużyn. Tak funkcjonuje większość lig w Europie. To złoty środek.

Porozmawiajmy o reprezentacji Polski. Patrząc na zespół Adama Nawałki kadra nie różni się znacząco od tej, którą Pan powoływał. Inne są na pewno wyniki. A gra? Reprezentacja nabrała doświadczenia, bo przeszła eliminacje mistrzostw świata. Tam zderzyliśmy się z trudnymi sytuacjami, o które piłkarze stali się bogatsi. A dzięki temu lepsi. Widać stabilizację. Poza tym zawodnicy się rozwinęli. Przecież nie można porównywać Roberta Lewandowskiego z okresu dortmundzkiego z tym obecnym. Albo Krychowiaka. Kiedy ja byłem selekcjonerem, on dopiero uczył się poważnego futbolu w Reims. Dziś chcą go najlepsze kluby świata z Arsenalem na czele.

Pytałem jednak o grę. Pana drugi mecz z Anglią był lepszy, niż wygrane spotkanie z Niemcami w Warszawie? Nie mnie to oceniać. Dwa ostatnie mecze - z Ukrainą i Anglią - zagraliśmy całkiem nieźle. Zabrakło nam tylko skuteczności.

Co zrobił Nawałka, czego Pan nie zrobił? Chodzi o atmosferę? Ja zawsze podkreślałem, że w moich czasach atmosfera w reprezentacji była dobra. Nie mieliśmy takiego wsparcia mediów, czasami byliśmy osaczeni, ale to pewnie wina wyników. Żadna wymówka, ale tak było.

Nie zgodzę się z tym, co mówi Pan o atmosferze panującej w tamtej kadrze. Pamiętam mecz w Gdańsku z Danią. Lewandowski przez 77 minut nie reagował na Pana uwagi. Machał tylko rękoma, składał winę na kolegów. A kiedy go Pan zmienił, przeszedł obok Pana bez słowa. Co się wtedy wydarzyło? Rozmawiałem później z Robertem. Wyszła z niego frustracja. Współpraca drużyny z nim nie wyglądała wtedy najlepiej. W Gdańsku nic szczególnego się jednak nie zdarzyło.

Wyglądało to inaczej. Jak opisałby Pan relacje z „Lewym”? Zawsze ceniłem sobie współpracę z Robertem. Doceniałem jego profesjonalizm, wielkie zaangażowanie w sprawy reprezentacji. Wszyscy widzieliśmy jednak, że Robert często był spięty. Za bardzo mu zależało. Media go podpuszczały, liczyły minuty bez bramki. On za mocno chciał się przełamać i mu nie wychodziło. Pojawiła się złość. A kiedy zaczęło mu wpadać, odblokował się.

Może odmieniła go opaska kapitańska, którą dostał od trenera Nawałki? Mogło tak być. Nie wykluczam tego. Odpowiedź na to pytanie zna jednak tylko sam Lewandowski.

Pan nie myślał o tym, aby mianować go kapitanem? Nie rozważałem tego. Kuba Błaszczykowski był kapitanem, na koncie miał najwięcej meczów w kadrze i nie chciałem niczego zmieniać.

Jeśli chodzi o atmosferę to może psuli ją Ludovic Obraniak, Sebastian Boenisch czy Eugen Polanski? Część kadrowiczów piekliła się wówczas, że tzw. „farbowane lisy” zamiast się z nimi integrować, siedzą w swoich pokojach. To, jak ktoś spędza czas wolny, to jego sprawa. Przecież nie mogłem nikogo zmusić, aby godzinami przesiadywał w grupie przy kawce. Problemu w tym nie widziałem. Moim zdaniem ta integracja przebiegała poprawnie.

Zapewne wielokrotnie myślał Pan o błędach, które Pan popełnił. Jest jeden, którego żałuje Pan najbardziej? Nie ma trenera, który jest bezbłędny. Ja też taki nie jestem. Wielokrotnie analizowałem moją pracę i mam swój wewnętrzny ranking pomyłek. Proszę jednak pozwolić, że zostawię go dla siebie.

A gdyby dostał Pan jeszcze raz propozycję prowadzenia kadry narodowej? Mam ten komfort, że takiej oferty nie dostanę.

Nigdy nie mówi się nigdy… Gdybym miał jeszcze raz decydować - jeszcze raz powiedziałbym „tak”!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24